08/09/2013

Thirty

  Z mojego gardła wydostał się stłumiony krzyk, kiedy ujrzałam najstraszniejszy widok w całym moim życiu. Moje słone łzy zaczęły spływać po moich policzkach jak strumień wody. Dłonią zakryłam swoje usta, żeby mój krzyk nie wydawał się tak przeraźliwie głośny. Krztusiłam się łzami i miałam ochotę upaść na kolana i schować się gdzieś w kąt. Ale nie zrobiłam tego. Zaczęłam biec. Biegłam ile siły w nogach, jednak miałam wrażenie, że mój bieg jest strasznie powolny i wcale nie zbliżam się do miejsca, w które biegłam. Słyszałam szepty, krzyki i inne dźwięki tuż za mną, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam przerażona i jedyne o czym myślałam to to, żeby ta sytuacja była tylko pieprzonym żartem. W jednej sekundzie całe moje życie legło w gruzach i kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Żałowałam. Żałowałam tego, że pozwoliłam mu na te wyścigi. 
- Justin! - wrzasnęłam i podbiegłam do niego. Leżał nieprzytomny, a wokół niego była kałuża krwi. Jego twarz wyglądała okropnie. Było mi niedobrze jak patrzyłam na niego, ale powstrzymałam się. Zaczęłam krzyczeć jego imię i to, aby się zbudził. Żeby przestał żartować. Ale nie otworzył oczu. Nawet nie oddychał. Nie, to nieprawda. To nie może być prawda! Położyłam jego głowę na moich kolanach i głaskałam go po jego już nie tak idealnych włosach. Moje łzy spływały na jego usta, nos, policzki, oczy... Ale to nie było jak w bajce, kiedy księżniczka uroniła łzę na swojego księcia, a on w magiczny sposób się budził. Justin się nie obudził i to bolało mnie najbardziej. Ujrzałam chłopców, którzy wzięli jego motor i wynieśli go gdzieś. Większość ludzi ulotniło się, kiedy zaczęli słyszeć syrenę policyjną i pogotowie. Został tylko Chaz i Chris, którzy płakali tak jak ja. Christian przykucnął obok mnie kładąc swoją rękę na moim ramieniu.
- Sam... On nie żyje.

  Otworzyłam oczy w momencie, gdy usiadłam na łóżku i wydałam z siebie przeraźliwy krzyk. Byłam cała zapłakana, a głowa niemiłosiernie mnie bolała. Pierwsza myśl jaka przebiegła po mojej głowie to gdzie jest Justin? Byłam przerażona, a moje serce zaczęło walić, że to co przed chwilą się stało jest prawdą. Czułam się bezsilna i kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich stanął zdziwiony Justin. Widząc mnie jego mina zbladła i podbiegł do mnie mocno mnie przytulając. Mogłam teraz powiedzieć, że odetchnęłam z ulgą. Objęłam go rękoma wokół pasa i schowałam głowę w jego klatkę piersiową.
- Skarbie, to tylko zły sen - wyszeptał kładąc jedną dłoń na moich włosach co jakiś czas głaskając mnie. Cała się trzęsłam, bo nie mogłam otrząść się z tego co tam było. Twarz Justina... Ona wygląda strasznie. Była cała zakrwawiona i wyglądała jak twarz z horrorów. To była najstraszniejsza rzecz jaką widziałam.
- Tak bardzo się bałam - wymamrotałam między płaczem i mocniej ścisnęłam jego koszulkę w moje piąstki. Starałam się rozluźnić, ale nawet dotyk Justina nie pomagał.
- Pomyśl o czymś miłym - powiedział kołysząc nas w boki, co jakiś czas szepcząc mi miłe słówka. Moje serce zaczęło powoli wracać do normalnego rytmu, oddychałam znacznie spokojniej, a jego koszulka nie była już tak zaciśnięta w moich pięściach.
- Powiedz mi teraz co się stało w Twoim śnie.
- Muszę? - szepnęłam jęcząc w duchu. Ledwo co się uspokoiłam, a ten już chciał, żebym mu powiedziała co tam było. Kiwnął głową i puścił mnie, żeby przyciągnąć mnie na swoje kolana. Znów położyłam swoją głowę na jego torsie, a ręce zarzuciłam na jego szyi mocno się wtulając. Pocałował mnie w czoło dodając mi tym odrobinę otuchy.
- Były wyścigi i Ty się ścigałeś - zaczęłam, a mój głos zadrżał, kiedy w głowie pojawiły mi się sceny, które mi się przyśniły.- Nie wyrobiłeś na zakręcie i przewróciłeś się na motorze. Zderzyłeś się ze swoim motorem, który zmasakrował Ci twarz. Upadłeś... i już nie wstałeś - ostatnie słowa wyszeptałam.
- Zapomnij o tym śnie, to tylko koszmar - powiedział po chwili ciszy i objął mnie mocniej. Pokiwałam powoli głową i wzięłam kilka głębokich oddechów, w końcu podnosząc głowę i spoglądając w oczy Justina.
- Jesteś jakiś szczęśliwy - oznajmiłam, a ten natychmiast zmarszczył swoje brwi zdecydowanie zaskoczony moim nagłym stwierdzeniem. Chrząknął cicho i przygryzł wargę najwidoczniej nad czymś myśląc. Po chwili uśmiechnął się szeroko i cmoknął mnie w policzek.
- Bo wygrałem ten wyścig, na który wręcz kazałaś mi iść - powiedział podekscytowany, a ja tylko wywróciłam oczami. Słowo wyścig wymawiany przez Justina powodował u mnie ciarki, czuję, że będzie tak dobre kilka tygodni, jak nie dłużej.
- To świetnie - uśmiechnęłam się delikatnie, lecz w ogóle nie miałam ochoty na uśmiech. Zeszłam z kolan Justina i weszłam do łazienki, chcąc doprowadzić się do ładu. Ujrzałam swoją twarz w lustrze i prawie dostałam szoku. Makijaż, z którym zasnęłam czekając na Justina znajdował się na mojej całej twarzy, a ogromne wory pod oczami, tylko utwierdziły mnie w przekonaniu jak wymęczył mnie ten koszmar. Westchnęłam głośno i natychmiast pozbyłam się ciuchów wchodząc pod prysznic. Ciepła woda, która zaczęła spływać po moim ciele orzeźwiła mnie i rozbudziła. Czułam się o wiele lepiej. To zabawne jak zwykła woda potrafi zmyć z ciebie wszystkie przykrości jakie ze sobą nosisz. Po dokładnym umyciu się wyszłam z kabiny opatulając się miękkim, fioletowym ręcznikiem. Justin u siebie w pokoju miał naprawdę wiele rzeczy w fiolecie. Ręczniki, szczoteczkę, dywan w pokoju, zasłony, ramki na zdjęcia... Zapewne nim stał się fanem wyścigów i tym wrednym Justinem uwielbiał fioletowy. To słodkie. Zmyłam resztki makijażu i wyszłam z łazienki widząc leżącego Jusa na łóżku z telefonem w ręku. Spojrzał na mnie i poruszył zabawnie brwiami przez co spiorunowałam go wzrokiem. Podeszłam do szafy, w której miałam swoje ciuchy i wyjęłam z niej biały top, czarne rurki i jasno-fioletowy, długi sweterek. Z torby wyciągnęłam czarną, koronkową bieliznę, którą wręcz uwielbiałam. Wbiegłam z powrotem do łazienki i szybko się ubrałam przy okazji wysuszając swoje włosy. Nałożyłam na siebie trochę podkładu oraz podkreśliłam oczy eye-linerem i tuszem do rzęs. Lubiłam mocniejszy makijaż i dobrze się z nim czułam, więc starałam się tak malować jak najczęściej. Po raz kolejny wyszłam z łazienki tym razem gotowa i spojrzałam na Justina.
- Wybierasz się gdzieś? - spytał i wstał z łóżka podchodząc do mnie i kładąc podbródek na ramieniu, kiedy stałam przy lustrze nakładając kolczyki. Patrzyłam na nas w odbiciu w lustrze i widziałam dziwny błysk w oczach Justina. Widząc, że mu się przyglądam uśmiechnął się szeroko i musnął moją szyję swoimi mokrymi, aczkolwiek ciepłymi ustami.
- Nie, dlaczego pytasz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie i kiedy skończyłam nakładać kolczyki sięgnęłam dłonią po naszyjnik, który z pomocą Justina został zapięty na mojej szyi. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu do mojego chłopaka i obróciłam się w jego stronę kładąc dłonie na jego szyi i lekko się odchylając.
- Bo tak się stroisz... - nie dokończył, ale byłam pewna, że to był koniec jego zdania.
- Nie mogę wyglądać ładnie nawet jeśli nie wychodzę z domu? - uniosłam jedną brew ku górze i zaśmiałam się rozbawiona z jego odpowiedzi. Był słodki. Ale gdyby dowiedział się, że za takiego go uważam specjalnie stałby się oschły, a tego nie chcę. Naprawdę podoba mi się ten milszy Justin, który jest strasznie opiekuńczy.
- Oczywiście, że możesz - uśmiechnął się, kilka razy pod rząd muskając moje usta. Zachichotałam po którymś jego krótkim pocałunku i zniecierpliwiona przywarłam ustami do jego. Czułam się spragniona i brakowało mi jego długich pocałunków, którymi mnie obdarowywał. Chciałam je czuć jak najczęściej, bo po tym śnie miałam wrażenie, że w każdej chwili mogę stracić Justina, a tego bym chyba nie przeżyła. Odzwyczaiłam się od tego życia, w którym nie występował Jus.
  Ocknęłam się w momencie, kiedy Justin ciągnął mnie w stronę kuchni. Gdy już się znaleźliśmy posadził mnie na blacie i sam zaczął przygotowywać grzanki z dżemem.
- Ty gotujesz? - spytałam i zaśmiałam się machając nogami w przód i tył i przyglądając się szatynowi. Jego włosy były porozrzucane w każdą możliwą stronę, co dodawało mu takiej bezbronności. Uśmiechnęłam się mimowolnie patrząc jak Justin cierpliwie stoi przy tosterze i czeka, aż grzanki wyskoczą do góry. To wyglądało naprawdę zabawnie i miło się na to patrzyło. Jeszcze milej było, kiedy wypiął się w moją stronę, a ja kopnęłam go z całej swojej siły. Wyprostował się i spojrzał na mnie spod byka.
- Za co to?! - pisnął i złapał się za swój tyłek masując go.- To cudeńko nie powinno być tak traktowane! - krzyknął oburzony i pokazał na swoją pupę, która zakryta była pod szarymi dresami, z mocno opuszczonym krokiem.
- Za to, że mi nie odpowiedziałeś na moje pytanie - pokazałam mu język.
- Pytałaś mnie o coś? - spojrzał na mnie zdziwiony, przez co został spiorunowany wzrokiem.
- Tak?! - pokręciłam głową.- Spytałam się, czy gotujesz.
- Grzanki to nie gotowanie, kochanie - zachichotał i podszedł do mnie kładąc dłonie na blacie po obu stronach. Nachylił się i powoli musnął moje usta chwilę przytrzymując je. Kiedy się odsunął niechętnie podniosłam wzrok na niego i oblizałam swoje usta wciąż czując jego na swoich. Westchnęłam cicho i cmoknęłam go w nos.
- No dobrze, ale to było ogólne pytanie - wykręciłam się i przechyliłam głowę w bok obserwując go. Był idealny. Jego usta były ułożony w lekkim uśmiechu, dzięki czemu ukazywał delikatnie rząd białych i prostych zębów. Jego czekoladowo-szmaragdowe oczy intensywnie wpatrywały się we mnie, co jakiś czas zmieniając położenie z moich oczu na usta. Wywróciłam teatralnie oczami.
 Spojrzał w moje oczy.
- Chyba umiem - odparł i znów spojrzał na usta. Przybliżył swoją twarz i kiedy już prawie dotykał swoimi ustami moje grzanki wyskoczyły z urządzenia. Razem z Justinem drgnęliśmy przestraszeni i odsunęliśmy się od siebie. Moje serce praktycznie tak samo wyskoczyło z piersi, ale i to nie powstrzymało mnie przed wybuchnięciem śmiechu. Jus spojrzał na mnie zdziwiony i powoli podszedł do tostera wyjmując gorące grzanki. Wyciągnął z lodówki truskawkowy dżem i posmarował na podpieczony chleb, po czym położył je na talerzyk, a do szklanki wlał mleko. Położył wszystko na stoliku i uśmiechnął się do mnie odsuwając mi krzesełko. Zeskoczyłam z blatu i cicho dziękując usiadłam na swoim miejscu.
- Jak w restauracji - skomplementowałam Justina, by choć na chwilę zrobiło mu się miło. I udało mi się, ponieważ od razu na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech, a jego wargi musnęły mój policzek.
- Yay - odparł entuzjastycznie i czekał, aż jego grzanki się zrobią. Po chwili usiadł naprzeciwko mnie ze swoim śniadaniem.
- Wiesz co jest za dwa dni? - spytał, na co pokręciłam głową. Wgryzłam się w swoje jedzenie nie zastanawiając się czemu Justin nie je swojego.- Ostateczny wyścig. Ten najważniejszy...
- W którym biorę z tobą udział? - zapytałam cicho i przełknęłam gryza, którego wzięłam i odłożyłam chleb na talerzyk. Pokiwał powoli głową i wziął głęboki oddech. Położył swoje łokcie na stole, a palce u dłoni skrzyżował za sobą podnosząc je pod swój podbródek.
- Chodzi mi o to, że to co dzisiaj się tobie przyśniło... - zaczął, ale po chwili zaciął się widocznie nie mogąc odnaleźć sobie dobrego słowa.- Po prostu zapomnij o tym śnie i nie martw się tym wyścigiem, okej? Będzie fajnie, zobaczysz. Za dwa dni będziemy cieszyć się z mojej wygranej i wszystko będzie w porządku - uśmiechnął się i położył swoją dłoń na mojej, która leżała na stole. Czekał na jakąś reakcję z mojej strony, ale nie byłam w stanie. To co mi się przyśniło... To było takie realistyczne, ale od tamtej pory zapomniałam wielu rzeczy. Wielu momentów, które pewnie były jednymi z najważniejszych. Miałam złe przeczucia co do wyścigu, który miał być za dwa dni, ale nie mogłam nie pozwolić startować Justinowi. On to kocha i wiem, że w tej kwestii po prostu by się mnie nie posłuchał i pojechałby tam ze mną lub beze mnie.
- Okej - powiedziałam po dłuższej ciszy i odsunęłam swoją dłoń od jego i zajęłam się śniadaniem. Jedliśmy w zupełnej ciszy, bo każde z nas myślało o tym co mi się przyśniło, o tym co Justin mi powiedział i o tym, co może być na wyścigu. Jestem tego pewna.

Dwa dni później.

  Odkąd tylko wstałam czułam się źle. Chociaż słowo źle było niewłaściwym określeniem. Czułam się okropnie, ale nie pod względem, iż będę chora, tylko zaczęłam się martwić o ten wyścig. Myślałam o nim całe dwa dni i nie mogę pogodzić się z myślą, że pozwalam Justinowi na branie w tym udziału. Jeszcze bardziej przeraża mnie fakt, że ja będę w tym uczestniczyć. A całkowita palpitacja serca zawdzięcza myśli o moich ostatnim koszmarze. Ostatniej nocy miałam coś podobnego, ale o wiele mniej drastyczniejszego. Nie obudziłam się z krzykiem tak jak teraz, więc Jus nie przybiegł do mnie co mnie uszczęśliwiło, bo nie chciałam go martwić kolejnym złym snem. Westchnęłam i zwlokłam się z łóżka. Była sobota, ostatni dzień wakacji i ostatni w te wakacje wyścig, który jest jednym z najważniejszych. Justin mówił, że to nie będzie to co było, kiedy byłam tam z nim. To będzie na takiej jakby pustyni, gdzie od rana siedzi tam Chris, Chaz i około dwudziestu facetów, którzy przygotowują tam wszystko na wyścig. Mówił, że to będzie duża "uroczystość" i będzie naprawdę dużo ludzi. Ścigać się będzie około dwudziestu pięciu kolesi, a w nich Justin, Jaden i Dave. Dodał też, że podobno ma przyjść Chloe, moja była przyjaciółka. Nie cieszyła mnie ta wiadomość, ale nic na to poradzić nie mogłam.
- Saaam - wymruczał mi pod uchem Justin, kiedy wszedł do naszego pokoju i objął mnie w pasie od tyłu kołysząc nas delikatnie. Położyłam głowę na jego ramieniu i obróciłam ją tak, żeby minimalnie zobaczyć twarz szatyna.
- Hmm?
- Wiesz co dzisiaj jest?
- Wyścig - westchnęłam doskonale znając odpowiedź. Od wczoraj nie dawał mi z tym spokoju, był strasznie tym wszystkim podekscytowany, a ja miałam ochotę go udusić.
- A wiesz kto wygra? - uśmiechnął się i cmoknął mnie w skroń kompletnie nie zauważając mojego złego humoru. Ale to i może lepiej, gdyż nie chciałabym tego go jakoś denerwować.
- Justin Bieber - wyrecytowałam i wyrwałam się z jego uścisku podchodząc do szafy.
- Czemu mi uciekasz?
- Czemu zadajesz tyle pytań? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie niemalże od razu. Starałam się, aby mój ton był miły, ale kiedy jestem zmartwiona, zmęczona, smutna, zła, wściekła, albo wszystko naraz to po prostu mam tak, że nie potrafię być miła dla kogoś. Taka moja wada.
- O co ci chodzi? - jego brwi zostały zmarszczone, w momencie, kiedy zadał kolejne pytanie.
- Nic - westchnęłam i chwyciłam z szafy luźny, jasnoróżowy top oraz brązowe rurki. Podeszłam do Justina i musnęłam ustami jego policzek czochrając jego włosy.- Boję się tego wyścigu, to tyle.
- Sammy - zaśmiał się łapiąc moją dłoń i okręcając mnie dookoła własnej osi. Zachichotałam cichutko i spojrzałam na Justina spod byka.
- Przestań - jęknęłam, ale mój głos był dosyć w rozbawionym tonie.
- Niee, to ty przestań się bać - odparł i znów mnie okręcił.
- Justin - pisnęłam i wyrwałam rękę śmiejąc się cicho.- Nie rób tak.
- Dlaczego? - uniósł jedną brew do góry i złapał moje obie ręce. Z jednej wyrzucił moje ubrania.
- Ej! - krzyknęłam, ale wtedy zostałam okręcona kilka razy, a kiedy straciłam równowagę złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Zaczęłam wierzgać nogami, z nadzieją, że mnie puści, ale nie pomogły nawet pięści, którymi uderzałam jego plecy.
- Nienawidzę Cię! - pisnęłam kręcąc się. - Justin, puść mnie.
- Oczywiście, że mnie nienawidzisz - powiedział sarkastycznie i zaczął się śmiać. Wyszedł z pokoju i zbiegł po schodach. Kiedy skręcał w stronę salonu, ktoś zapukał do drzwi, a następnie kliknął na dzwonek. Na moje szczęście Jus puścił mnie, dzięki czemu mogłam się otrzepać. Zaczęłam iść w stronę drzwi, aby je otworzyć, ale chłopak powstrzymał mnie.
- Ja otworzę, idź do pokoju - mruknął cicho i pchnął mnie delikatnie w stronę schodów. Mruknęłam coś pod nosem i weszłam po schodach. Wchodząc do pokoju natychmiast chwyciłam swoje ubrania, które rzucił Justin i korzystając z tego, że go nie ma szybko się przebrałam. Z łazienki wzięłam moją kosmetyczkę oraz lusterko po czym usiadłam na biurku w pokoju. Kiedy skończyłam swój makijaż, Justin akurat wszedł do pokoju dziwnie naburmuszony.
- Skarbie, muszę załatwić kilka spraw, wrócę za kilka godzin.
- Znowu mnie zostawiasz? - spytałam z wyrzutem nie ukrywając rozczarowania. Nie chciałam, żeby teraz sobie gdzieś szedł, tylko żeby spędził ze mną trochę czasu. Nie wiadomo jak to będzie, kiedy będę na studiach.
- Tylko na kilka godzin - westchnął i podszedł do mnie chcąc mnie pocałować, ale odsunęłam się.
- Na kilka godzin, czyli do czasu, kiedy zacznie się wyścig, tak?
 Nie odpowiedział.
- Jak sobie chcesz - machnęłam ręką i zaczęłam poprawiać prawe oko. Stał jeszcze przez chwilę, a następnie wyszedł z pokoju.
- Niedługo wrócę - mruknął tylko i zamknął drzwi od pokoju zostawiając mnie kompletnie samą.
  Starałam się nie wściekać na niego, bo nie chciałam mieć kłótni przed jego wyścigiem. Pewnie wyszedł do Chrisa, żeby sobie porozmawiać, czy coś. Nie mogę go zamykać w własnym domu i kazać mu spędzać każdą chwilę ze mną. Normalnie poszłabym na zakupy z przyjaciółką... Gdyby ta przyjaciółka była tu. Ze mną. Czasami nienawidziłam swojego życia, ale nie mogłam narzekać. To, że straciłam ojca, które wręcz mnie nie szanował i przyjaciółkę, która wolała wroga mojego chłopaka niż mnie to już nie był mój problem. Musiałam żyć dalej z Justinem, który jako jedyny mi został. Była tez Pattie, która praktycznie zastępowała moją mamę.
  Westchnęłam głośno i położyłam się na łóżku przymykając oczy. Miałam tak po prostu poleżeć te kilka godzin, ale usnęłam zmęczona nieprzespanymi nocami.

*

- Sammy - szepnął ktoś do mojego ucha, delikatnie ruszając moim ramieniem. Otworzyłam powoli oczy i zaspana spojrzałam na Justina, który siedział obok mnie i uśmiechał się szeroko. Mimo ciemności panujących w pomieszczeniu zdołałam zauważyć fioletowe obicie pod okiem Jusa. 
- Co ci się stało? - spytałam ochrypłym głosem, który zawsze miałam, kiedy wstawałam. Zmarszczył brwi, ale po chwili zrozumiał, że chodzi mi o tego siniaka. Wzruszył ramionami i odwrócił głowę, żebym nie mogła zapewne zobaczyć czegoś jeszcze.
- Zderzyłem się ze słupem - odparł.
  Nie od dziś znam szatyna i wiem, że skłamał. Może i krótko się znamy, ale wiem, kiedy mówi szczerze, a  kiedy po prostu kłamie w żywe oczy.
- Nie pierdol - mruknęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej by chwycić dłoń Justina i spojrzeć na jego kostki. Były zakrwawione, tak jak się domyśliłam. Westchnął głośno i wyrwał swoją dłoń chowając w kieszeni po tym jak wstał z łóżka.- Justin, gdzie ty byłeś?
- Wyjaśnię ci po wyścigu, okej? - spytał i objął mnie w pasie, kiedy też wstałam. Powoli przytaknęłam głową i wymusiłam szeroki uśmiech.- Nie daruję ci i będę cię męczyła, aż mi powiesz.
- Jak będziesz mnie męczyć?
- Zobaczysz - poruszyłam śmiesznie brwiami i poczułam jak jego usta muskają moje z taką zachłannością, jakiej jeszcze nigdy nie było. Jego pocałunki były dość szybkie i brutalne, jakby chciał jak najwięcej skraść ich. Tylko dlaczego?
- Przebierz się, zaraz jedziemy - odparł, kiedy przerwał nasz pocałunek i wyszedł z pokoju. Pośpiesznie podeszłam do szafy i wyjęłam białą bluzkę, czarne spodenki, białe, długie skarpetki i na to nałożyłam czarne vansy. Rozczesałam dokładnie włosy i poprawiłam makijaż, po czym zbiegłam na dół, do Justina, który siedział w kuchni i smakował nektarynkę. 
- Gotowa? - zapytał i wyrzucił resztkę do śmietnika, po czym nałożył swoją czarną, skórzaną kurtkę. Byliśmy podobnie ubrani, co mnie w sumie nie zdziwiło. Kiwnęłam głową i wyszliśmy z mieszkania kierując się do garażu. Wsiedliśmy na jego motor i po chwili odjechaliśmy. Moje serce znacznie przyśpieszyło, kiedy Justin jechał coraz szybciej na miejsce, w którym miał odbyć się wyścig. Cholernie się bałam i zastanawiałam się jak dam sobie radę, kiedy w czasie wyścigu Justin będzie jechał jeszcze szybciej.
  Jechaliśmy około pół godziny, a kiedy tam dotarliśmy ujrzałam dużo różnych motorów, niektórzy zaś przyjechali swoimi sportowymi samochodami zapewne tylko pooglądać. Moje dłonie, gdyby nie trzymały kurczowo bluzki Justina pewnie niemiłosiernie by się spociły. Przyjechaliśmy chyba ostatni, bo większość była już gotowa do wyścigu. Wszyscy patrzyli się na nas, a mi się to wcale nie podobało. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę i jaki zrobiłam błąd. Wzięłam głęboki oddech, który po dziesięciu sekundach wypuściłam.
- Spokojnie, shawty - powiedział Justin w moją stronę takim tonem, żeby dodać mi otuchy. Szatyn zaparkował przy linii startu, na swoim miejscu i zszedł z motoru wciąż go trzymając. Postawił go na stopce i pomógł mi zejść zdejmując mi kask, który kazał mi nałożyć. Cmoknął moje usta i poprawił kosmyk włosów, który założył za moje ucho. Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało i zaczęłam się przyglądać wszystkim, którzy patrzyli na nas, zamiast na kogoś innego. Zaczęło mnie to trochę irytować. 
- Powodzenia, stary - powiedział jeden z kolesi, którzy podeszli do nas i zaczęli życzyć powodzenia Justinowi. Sytuacja zdarzyła się tak kilka razy i za każdym razem patrzyli na mnie wzrokiem pedofila. Gdybym powiedziała, że mnie to nie ruszało, to po prostu bym skłamała. Jeśli wcześniej powiedziałam, że jestem przerażona, to teraz byłam na granicy depresji. Poważnie.
- Justin - jęknęłam i delikatnie pociągnęłam go za rękaw kurtki, by spojrzał na mnie i oderwał się od rozmowy z nieznajomymi mi ludźmi. Tamci zaśmiali się tylko, życzyli mu po raz kolejny powodzenia i odeszli. Chłopak obrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie. Był szczęśliwy. Widać to było po jego szerokim uśmiechu, który nawet na sekundę nie opuszczał jego twarzy oraz piękne oczy, w którym było milion iskierek.
- Nie bój się, kochanie - zaśmiał się i objął mnie w pasie kilka razy muskając moje usta.- Będzie dobrze. Tobie się spodoba, a ja wygram.
- A co jeśli coś się nam stanie? - spytałam niepewnie patrząc na jego twarz. Jego uśmiech - ten, który wcale nie znikał, w końcu zniknął i przymknął na chwilę oczy.
- Nic się nam nie stanie - powiedział powoli, tak aby każde słowo dotarło do moich uszu. Byłam pewna, że w jednej chwili jego głos na sekundkę się załamał, ale to mogły być moje omamy słuchowe. 
- Muszę ci jeszcze coś powiedzieć, coś ważnego... - dodał nagle, a moje brwi uniosły się ku górze. Teraz? Coś ważnego? Nie mógł tego zrobić przed wyścigiem, lub po?
- Mów.
- Ugh, bo ja..
- Bieber, Bieber, Bieber - mruknął ktoś, kto stał za Justinem. Odwróciliśmy się w tym samym czasie i spojrzeliśmy na chłopaka, który przerwał naszą rozmowę. 
- Turner - mruknął Justin a na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Odwrócił całe swoje ciało w jego stronę, przy okazji mnie zakrywając.- Już chcesz mi pogratulować mojej wygranej? Aw, to słodkie - zagruchał Jus, a osoby, które przysłuchiwały się rozmowie zaczęły się śmiać, wiwatować i buczeć.
- Nie - warknął. Chciałam wiedzieć co się dokładnie dzieje, więc wyszłam zza pleców Justina i od razu tego pożałowałam. Ujrzałam Chloe, moją byłą przyjaciółkę, która ubrana była w króciutkie spodenki, które ledwie zakrywały jej pupę, czerwony stanik i prześwitującą, białą koszulkę, która była rozpięta. Jej usta były mocno krwiste, a włosy związane w wysoki kucyk. Jej wredny uśmieszek widniał na jej twarzy, a oczy były skierowane w moją stronę piorunując mnie wzrokiem. Przygryzłam wargę i chwyciłam dłoń Justina, którą mocno ścisnął.
- Jest i twoja dziweczka! - pisnął uradowany Dave i spojrzał na mnie. Spiorunowałam go wzrokiem i starałam się rozluźnić, żeby nie pokazać swojego zdenerwowania.
- Dam ci jedną radę, kutasie - warknął Justin podchodząc do Turnera przy okazji ciągnąc mnie w ich stronę. Byłam naprzeciwko Chloe i wcale mi się to nie podobało. Nie wyglądała jak ona. Była teraz zupełnie inną osobą.- Idź gdzieś w ciche miejsce i pomódl się o to bym Cię nie zmasakrował po mojej wygranej.
- A tak wysoko się cenisz, że od razu zakładasz, iż ten wyścig będzie twoją wygraną? - prychnął Dave.
- Żebyś się nie zdziwił - uśmiechnął się Justin i delikatnie poklepał policzek Dave'a. 
- Miłej zabawy, suko - odezwała się Chloe, kiedy chłopcy wciąż byli zajęci zagadywaniem się. Skrzywiłam się i przełknęłam cicho ślinę.
- Co się stało z tobą, Chlo?
- Zmieniłam się, na lepsze - uśmiechnęła się dumnie i wypięła swój biust. Wywróciłam oczami wiedząc, że nawet nic nie zdziałam.
- Oby ci kiedyś piłę mechaniczną w dupę włożyli - burknęłam i usłyszałam głośne "uuu". Zdałam sobie sprawę, że wszyscy - Justin i Dave także - wsłuchują się w naszą rozmowę. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy. Jus zaczął się śmiać, tak samo jak pozostali, natomiast Chloe zdenerwowana puściła Dave'a i poszła w stronę ich pojazdu. Dave oczywiście pobiegł za nią.
- Wygrałaś życie, kochanie - zaśmiał się Justin i wpił się w moje usta. 
- Osoby, które będą się ścigać, zajmijcie swoje miejsca, a reszta niech wypierdala za barierki, taśmy i inne podobne rzeczy - powiedział jakiś chłopak do megafonu, stojąc na czterech ogromnych kołach. Zaczęli się oklaski i krzyki, a Jus podszedł razem ze mną do swojego motoru. Usiedliśmy na nim, a każdy po kolei zaczął odpalać swoje silniki chwaląc się nimi. 
- Justin, chciałeś mi wcześniej coś powiedzieć - powiedziałam, kiedy przypomniałam sobie o tym. Chłopak odwrócił się w moją stronę i położył dłonie na moich policzkach.
- Chciałem ci powiedzieć, że kocham cię nad życie i podziękować za odmienienie mojego życia - wyznał, a ja czułam jak się rumienię. Nie wytrzymałam się i delikatnie musnęłam swoimi ustami jego kompletnie się nie śpiesząc. Chciałam zapamiętać tę chwilę na zawsze, bo co jak co, ale była w jakiś sposób magiczna.
- Wszyscy przygotowani? - ten sam chłopak znów odezwał się przerywając naszą chwilę przyjemności. Oblizałam usta i uśmiechnęłam się do Justina.
- Masz im skopać tyłki - zachichotałam nie wierząc, że to powiedziałam. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko i kiwnął głową.
- Trzymaj się mnie mocno, staraj się nie krzyczeć i piszczeć i wytrzymaj do końca, okej? Jeśli motor będzie się przechylaj to nie rób nagłych ruchów, bo wszystko popsujesz - dodał, a ja za każdym razem kiwałam głową. Odwrócił się, a ja objęłam go mocno w pasie trzymając się jego bluzki.
- Ale nie aż tak. Nie mogę oddychać - zaśmiał się, a ja poluźniłam uścisk.
- Przepraszam.
- Wyścigi 2013 roku uważam za otwarte! - krzyknął inny facet do megafonu, a wszyscy zaczęli klaskać i wykrzykiwać. Każdy zawodnik odpalił ponownie swój silnik i przygotowali się do ruszenia. 
- Gotowi? - spytał, a każdy uniósł kciuki do góry, oglądający zaś krzyczeli i klaskali. To było strasznie dziwne, ale i dosyć fajne.
- W takim razie niech wygra najlepszy! - wrzasnął i strzelił z pistoletu. Wszyscy ruszyli, tak samo Justin, który jechał tak szybko jak jeszcze nigdy. Przymknęłam oczy i zaczęłam sobie wyobrażać nas od początku naszej znajomości. Kiedy się uspokoiłam otworzyłam oczy i zauważyłam tylko jak mijaliśmy innych zawodników i wychodziliśmy na prowadzenie. Większość dziewczyn zaczęła piszczeć, ale ja byłam cicho. Tak jak kazał mi Justin. Obok nas pojawił się Dave i Chloe, którzy śmiali się. Turner kompletnie nie był skoncentrowany, nie tak jak Jus. Mój chłopak przyśpieszył jeszcze szybciej tak, że wyprzedził Turnera, a po chwili Jaden'a. Nagle Justin nieco zwolnił, ale nie tak, żeby wszyscy go wyprzedzili.
- Sam! - krzyknął. W odpowiedzi krzyknęłam jego imię, żeby wiedział, iż go słucham.- Kocham Cię kurwa, tak mocno.
- Ja Ciebie też - pisnęłam krzycząc. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale miałam złe przeczucia. 
- I przepraszam Cię za wszystko, rozumiesz?!
- Justin, jedź później pogadamy!
- Kurwa - warknął, kiedy stracił kontrolę nad swoim pojazdem. Krzyknęłam z przerażenia, kiedy kompletnie nie wiedziałam co się dzieje. Tak bardzo się bałam. Motor skręcił w lewo, przez co wjechaliśmy w metalowe ogrodzenie. Rozluźniłam uścisk na klatce piersiowej Justina i czułam jak zderzam się z asfaltem. Ogromny ból jaki przy tym mi towarzyszył był niesamowicie okropny. Normalnie zamknęłabym oczy, ale byłam tak zszokowana, że miałam je szeroko otwarte. Na moje nieszczęście widziałam wszystko bardzo dobrze. Usłyszałam głośne krzyki, które coraz bardziej były słyszalne, ale nie obchodziło mnie to. Mimo, że byłam praktycznie sparaliżowana i najmniejszy ruch sprawiał mi nieprzyjemny ból to starałam się podnieść, by zobaczyć gdzie jest Justin. To cud, że żyję. Z wielkim trudem podniosłam się, a głowa zaczęła pulsować mi niemiłosiernie, natomiast jedna ręka z każdym dotykiem bolała mnie cholernie i byłam pewna, że jest złamana.
- Justin! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam go leżące na zimnej ziemi obok jego motoru. Poczułam jak momentalnie słone łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Mój sen był tak jakby proroczy i to mnie przerażało najbardziej. Modliłam się w duchu, żeby nic mu się nie stało. Chciało mi się wymiotować, czułam się jakby jakiś ogromny głaz na mnie spadł i przede wszystkim nie miałam siły, ale wstałam (z wielkim trudem, ale wstałam) i wolnym krokiem szłam w stronę Justina.
- Sam! - usłyszałam i przez pierwszą chwilę pomyślałam, że to Justin, ale wtedy ktoś chwycił delikatnie moją dłoń i obrócił mnie. To był Chris.- Wszystko w porządku?
- Nie wiem - pokręciłam głową i odwróciłam się w stronę Jusa. Wyrwałam swoją rękę i szlochając podeszłam do Justina opadając na kolana obok niego. Potrząsnęłam nim i doznałam szoku widząc jego zakrwawioną twarz. Mój szloch zwiększył się i zaczęłam nim mocniej potrząsać.
- Justin - wymamrotałam i chwyciłam jego dłoń w obie moje, mocno ściskając. Podniosłam ją ku górze, wprost do moich warg i musnęłam ją delikatnie.- Obudź się.
  Wtedy podszedł do nas Chris z Chazem, którzy również zapłakani spojrzeli na mnie i Justina. Chris położył dłoń przy jego szyi i po chwili spuścił głowę. Jego klatka piersiowa poruszała się szybko, wyglądało to jakby płakał.
- Kochanie - wyszeptałam czując jak wielka gula zaczyna rosnąć w moim gardle. Byłam roztrzęsiona, obolała i kompletnie nie wiedziałam co się dzieje. Chciałabym, aby to był kolejny zły sen, po którym Justin podejdzie do mnie i przytuli mówiąc, że to tylko koszmar.
- Sam... - zaczął cicho Chris podnosząc głowę i wycierając kilka łez. Położył dłoń na moim ramieniu podchodząc do mnie. Wzmocniłam uścisk naszych dłoni i spojrzałam na Christiana.- On nie żyje.
 Nie żyje...
Justin nie żyje...
 W tym właśnie momencie całe może życie legło w gruzach.
 W tym momencie byłam bezużyteczna.
 W tym momencie zrobiło mi się słabo i po chwili widziałam już tylko ciemność.
 Justin nie żyje.

~*~

I tak o to tym sposobem pierwsza część mojego opowiadania dobiegła końca!
Od razu przepraszam, że go uśmierciłam, ale taki był mój plan, który po prostu zrealizowałam.
30 rozdział jest o wiele, wiele, wieeeeele dłuższy niż każdy poprzedni rozdział, ale chciałam wszystko zamieścić w jednym :)
Został mi jeszcze epilog, który pojawi się w sobotę bądź niedzielę. Nie będzie długi. Myślę, że epilog będzie krótki, bądź taki średni. Po prostu muszę umieścić tam bardzo ważną dla mnie rzecz i uprzedzam: to mój pierwszy epilog, nie wiem jak sie go pisze, więc napiszę go po swojemu :D

To teraz chciałam podziękować WSZYSTKIM, którzy byli ze mną i moim unpredictable przez tyyyyyle miesięcy. Dziękuję za każdy komentarz, które ZAWSZE motywowały mnie do coraz to ciekawszych rozdziałów. Chciałam Wam podziękować za to, że większości z Was nie znudziło się Wam to opowiadanie i zostaliście do końca. I mam nadzieję, że zostaniecie (i przybędzie was) w II części. Dziękuję również za prawie 130K wyświetleń!!! Jest to dla mnie mega sukces!

Okej, na razie to tyle, ponieważ czeka nas jeszcze epilog :)
Po epilogu napiszę oddzielną notkę, w której napiszę kiedy będziecie mogli spodziewać się pierwszego rozdziału drugiej części bądź prologu. Uprzedzam, że nie wcześniej niż w październiku na pewno nie będzie. Mam nadzieję, że mimo to nie zapomnicie o mnie i o unpredictable...

Mam ostatnią prośbę: Jeśli możecie polecać mojego bloga... Byłabym Wam bardzo wdzięczna :) 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

45 comments:

  1. rozdział jak zwykle genialny asdfghjkl czekam na epilog i na drugą część opowiadania sdfghjkl

    ReplyDelete
  2. Anonymous9/08/2013

    rozdział jest cudowny, ale dlaczego on nie żye :"((
    czekam na epilog i drugą część unpredictable xx

    ReplyDelete
  3. O M G, to była miazga. przez cały wyścig bolał mnie brzuch, a na koniec...prawie się popłakałam. nadal chyba nie doszłam do siebie. jak. to. Justin. nie. żyje? ożyw go, natychmiast!!!

    ReplyDelete
  4. Anonymous9/08/2013

    Jak to kurwa nie żyje?!!! Albo mi się zdaje ze taki był plan upozorowac smierć bo może nie chce już handlować tymi narkotykami???!!!

    ReplyDelete
  5. płaczę, płaczę, płaczę, jak to ON NIE ŻYJE?
    czekam na epilog i drugą część x

    ReplyDelete
  6. Anonymous9/08/2013

    Usisydididjdodididk o niee :cc

    ReplyDelete
  7. Rycze jak małe dziecko... Justin nie żyje... trudno mi to przechodzi przez gardło. :'( Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak. Justin ! Trzeba było posłuchać ! :'(

    ReplyDelete
  8. Rozryczałam się.
    Ja, niewruszona @ilyJilos w tym momencie płaczę jak małe dziecko.
    Coś ty ze mną zrobiła dziewczyno??
    Czekam na epilog.
    I lepiej żeby Justin w drugiej części zmartwychwstał, bo nie wiem co ci zrobie. ;D

    ReplyDelete
  9. zgadzam się z osobą na górze ..niech lepiej Justin w drugiej części zmarchwysta bo będe ryczeć jak głupia...z resztą i tak już ryczę..:(

    ReplyDelete
  10. Anonymous9/08/2013

    Nie, nie nie, to nie moze byc prawda! On musi zyc! Czekam na 2 cz ;)

    ReplyDelete
  11. omójbboże poryczałam się :c ej on musi żyć no! czekam na 2 część :*
    // swaggiies

    ReplyDelete
  12. od początku rozdziału miałam przeczucie że to się stanie ale czemu ?!?! on musi żyć ! ryczę normalnie, juuustin ;< genialne jest to opowiadanie i już nie mogę się doczekać II części <3

    ReplyDelete
  13. Jezus maria jestem cala zaryczana i nie wierze w to, on muis zyc, musi.. napewno przezyje bo o czym miala by byc druga czesc.. blagam powiedz,mze przezyje.. ze on zyje.. przezpraszam, ale jestem jeszcze roztrzesiona..
    Mam takie pytanie czy 2 czesc tez bedzie na tum blogu? I kiedy pojwi sie mniej wiecej rozdzial? @sylwuniek

    ReplyDelete
  14. Boże , popłakałam się !!!
    NIE WIEM CO ZROBIĘ ,TO BYŁO JEDNO Z 2 MOICH NAJLEPSZYCH OPOWIADAŃ !!! @kochamcie3609

    ReplyDelete
  15. Mam mokre poliki... Nie, to nie może się tak skończyć Justin musi żyć... Proszę, błagam... Powiedz, że on będzie żył... Błagam...

    ReplyDelete
  16. Anonymous9/08/2013

    Boże Justin ! On musi żyć ! niee ! Cholerka ja ryczę ! ;cc

    ReplyDelete
  17. Jeju slksajfksa dlaczego Justin nie żyję? Choć ja wiem co to będzie w drugiej części hah. xd Czekam na epilog <3

    ReplyDelete
  18. Anonymous9/08/2013

    Popłakałam się.. Boże, czy Justin będzie żył? Nie rób mi tego, niech on wróci do życia :'c

    ReplyDelete
  19. Normalnie nie moge sie uspokoic cala sie trzese po przeczytaniu. On po prostu musi zyc !!!!
    Czekam na druga czesc !

    ReplyDelete
  20. sory ale ten rozdzial mi sie wgl nie podoba .. Przepraszam .

    ReplyDelete
  21. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  22. ryczę jak dziecko. dlaczego?

    ReplyDelete
  23. bosz.............dlaczego? ;ccc czekam na epilog ♥

    ReplyDelete
  24. Anonymous9/08/2013

    PRZEPRASZAM GDZIE SIE SKLADA PETYCJE BY ZMIENIC KONIEC ????
    -D

    ReplyDelete
  25. Anonymous9/08/2013

    DOŁĄCZAM SIĘ DO PYTANIA NADE MNĄ XD
    DLACZEGO MUSIAŁAŚ GO UŚMIERCIĆ, BEZ NIEGO TO OPOWIADANIE NIE BĘDZIE TAKIE SAMO ;_;

    ReplyDelete
  26. CO?! Jak to kuźwa nie żyje?! To o czym będzie druga część?! No nie.... Mam nadzieję, że mnie zaskoczysz :)

    @ania95_official
    lovehatefriendshipfame.blogspot.com
    xx

    ReplyDelete
  27. Anonymous9/08/2013

    Rozdzial genialny ale placze :'( czekam na epilog i nastepna czesc opowiadania <3

    ReplyDelete
  28. Anonymous9/08/2013

    rycze jak dziki bóbr. uwielbiam twoje opowiadanie. Przepraszam że nie zawsze komentowałam. Wspaniale piszesz. Jakos nie wierze że on nie żyje, mam nadzieje że zmartwychwsta heh:) kocham cie

    ReplyDelete
  29. Anonymous9/09/2013

    Nie no! Nie podoba mi się to zakończenie ani trochę :(
    Poza tym nie kumam....skoro Justin nie żyje to druga część opowiadania nie będzie o nim i Sam?

    @ameneris

    ReplyDelete
  30. Łez mi już brakujee... Justin musi żyć.. Błagam powiedz że on jakimś cudem ożyje ... cokolwiek ;cc

    ReplyDelete
  31. Anonymous9/09/2013

    Nie nie nie nieeeee

    ReplyDelete
  32. ........... Nieeeeee proszę to opowiadanie jest takie genialne ja chyba tego nie przeżyje ;(

    ReplyDelete
  33. Deprecha time ._.
    rozpłakałam się na koniec...nienawidzę takich zakończeń.

    ReplyDelete
  34. Anonymous9/09/2013

    OMG :o
    Czekam na II część, bo Justin nie.może umrzeć!!!!!

    ReplyDelete
  35. Płacze jak dziecko ktore nie dostalo zabawki ;-; blagam powiedz ze Justin bedzie zyl !! blagam !!! :'( DLACZEGGOOO ????! :-C

    ReplyDelete
  36. Anonymous9/10/2013

    O Boże, płaczę jak nie normalna ... cuudowny <3
    Z niecierpliwością czekam na epilog i kolejną część <3
    @magda_nivanne

    ReplyDelete
  37. Anonymous9/10/2013

    ej no! znajdę Cię i Cię uderzę! dosłownie! ;< jak mogłaś Go uśmiercić... ;< ryczę teraz jak jakaś idiotka. weeeź... no, ale i tak Cię kocham i to opowiadanie też i już czekam na epilog, a później na 2 część <3

    @saaalvame

    ReplyDelete
  38. Anonymous9/10/2013

    oooooooooooo, Bożee.. ;c ♥
    @juliaa210

    ReplyDelete
  39. Anonymous9/11/2013

    Cudowny Rozdział <2

    ReplyDelete
  40. zaczynam tesknić za Justinem :( Kocham twoja ksiazke ale głupio że go uśmierciłaś

    ReplyDelete
  41. Anonymous9/13/2013

    nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee !!!!! czemu on noooo !!!!!!!!!!!! żeby jakoś go ozywić czy cooo nieeee tylko nie justin !!! ;<< a gdzie happy end ??? !! :o ehhh aż się popłakałam... :CCC

    xoxo ♥

    ReplyDelete
  42. Anonymous9/13/2013

    Wiedziałam że umrze. WIEDZIAŁAM! Jezu te całe emocje we mnie... Płacze, płacze i jeszcze raz płacze. On musi żyć bo co będzie w 2 części?! Przynajmniej powiedzial że ją kocha i ją przeprasza.. Boże tak bardzo kocham Cię za to opowiadanie <3 Czekam na epilog i 2 część @siemaJus

    ReplyDelete
  43. Anonymous9/16/2013

    Ale on jej cos przed wyscigiem chcial powiedziec! I mial jej powiedziec z kim sie bil! genialne opowiadanie jako jedyna tak przezywalam, a teraz normalnie placze. Jak tracil kontrole nad motocyklem to wiedzialam ze umrze normalnie ryczee !! :c

    ReplyDelete
  44. Anonymous10/30/2013

    Rozdział po prostu świetny - jak całą 1 częsć. Ryczę jak głupia, bo Justin umarł. " Byłam " z Sam i Justinem od początku, no i jak każdy czytelnik poznałam ich historie - nie moge przestać płakać - wiem ile on znaczył dla Sam . Ehh .. dziewczyno - masz wielki talent. ! ♥ :'( :')

    ReplyDelete