~*~
Justin
Schodziłem ze schodów tuż za piękną Lily z seksownym ciałem. Cóż, kolejna panienka została przeze mnie zaliczona. Nawet nie wiecie jak jest mi teraz dobrze, moje potrzeby zostały zaspokojone, a ja jestem nieco spokojniejszy. Zdecydowanie, seks jest dla mnie jakby narkotykiem. Co prawda uzależniłem się od tego gówna, aczkolwiek nie jestem tak porywczy i wiecznie wkurwiony. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, chcąc zarzucić mi swoje ręce na szyje, jednak szybko się wycofałem. Chciałabyś, dziwko. W myślach przybiłem sobie piąteczkę i zmrużyłem oczy.
- No już, wypierdalaj - mruknąłem do dziewczyny, która otworzyła szeroko usta. - Nie słyszysz?
- Słyszę - westchnęła zrezygnowana i włożyła buty. - Bawiłeś się mną? - spytała, na co kiwnąłem spokojnie głową. Brawo, koleżanko.
- Ups, powinnaś wiedzieć o tym od początku, kiedy wpieprzyłaś się do tego domu i zrywałaś ze mnie spodnie. Zaspokoiłaś mnie, więc dziękuję - uśmiechnąłem się łobuzersko i podszedłem do dziewczyny kładąc dłoń na jej policzku. Przymknęła oczy rozkoszując się tą chwilą. Zjechałem dłonią na jej szyję i nagle mocno ją ścisnąłem, sprawiając, że dziewczyna natychmiast otworzyła zaskoczona oczy i próbowała złapać oddech. Przycisnąłem jej kruche ciało do ściany i mocniej zacisnąłem dłoń na jej szyi. Chwyciła obiema rękoma moją jedną, próbując się uratować. Czułem jakby zło wchodziło w moje ciało. Pragnąłem, żeby ją zabić, jednak coś mnie powstrzymywało. Ta dziwka nic mi nie zrobiła, zaspokoiła mnie. Przymknąłem na chwilę oczy, a po chwili ją wypuściłem.
- Jeśli powiesz komuś cokolwiek, pamiętaj, że znajdę Cię szybciej niż myślisz i nie zawaham się, żeby zabić taką dziwkę, jak Ty - wysyczałem prosto do jej ucha, zanim uciekła. Kiwnęła wcześniej głową i po prostu wybiegła z mojego mieszkania. Odwróciłem się i zamarłem widząc moją matkę, która miała łzy w oczach. Westchnąłem głośno. Znowu zaczyna? Za chwilę będzie "Och, Justin, kiedy Ty się tak zmieniłeś" itp. Nie zmieniłem się, zawsze taki byłem. Teraz jest to po prostu silniejsze. Nic na to nie poradzę.
- Nie gap się tak - warknąłem w jej stronę, a ta tylko podskoczyła w miejscu przerażona moją osobą.
- Jeśli tamten Justin z twoich opowieści wraca to współczuję twojej córce i Sam - westchnął zrezygnowany Ash. Chyba jako jedyny nie bał się mnie i moich reakcji. Kiedyś prawie go zabiłem za te swoje pieprzone komentarze, jednak przez sześć lat zdążyłem się przyzwyczaić do faktu, że ten człowiek wiecznie coś szczerze komentuje.
- A ja współczuję twojej rodzinie, kiedy zobaczą pod drzwiami martwe ciało syna i brata, jeśli się nie zamkniesz - burknąłem i ujrzałem znajomą mi drogę. Jesteśmy już tak blisko, te gnojki zobaczą, dlaczego nie powinno się zadzierać ze mną.
Ta cała impreza była koszmarna, mówię poważnie. Nic ciekawego się nie działo, dzieciaki na siłę wlewały w siebie litry wódki i łykały różne tabletki tylko po to, żeby być jak najbardziej nietrzeźwym. Och, jak cudownie. Głupie, małoletnie dzieciaki.
Znudzony wyszedłem stamtąd kierując się w stronę jakiegoś mostu. Zauważyłem czyjąś postać i zainteresowany podszedłem bliżej. Była to dziewczyna, młoda z pięknym ciałem. Oblizałem usta.
- Cholera - mruknęła sama do siebie, a po chwili wstała i zaczęła się otrzepywać.
- Co tu taka młodziutka dziewczyna robi sama? - zapytałem zbyt groźnie niż miałem to w planach. Dziewczyna zamarła, a ja miałem ochotę zacząć się śmiać. Och, nie spodziewałaś się gości, kochana? Widząc mnie straciła równowagę i wpadła do wody. Cóż za sierota. Po sposobie jak poruszała się w tej wodzie, byłem pewny, że ta laska nie umie pływać. Zdjąłem kurtkę i wskoczyłem do kurewsko zimnej wody. Objąłem ją, choć było to trudne, bo ta mała dziwka wierciła się na wszystkie strony.
- Jak mam Ci pomóc, skoro się szarpiesz, co? - warknąłem, a ta przestała się wiercić. Zakrztusiła się wodą, była zszokowana. - Obejmij mnie wokół szyi - powiedziałem, a ta tylko spojrzała na mnie. Ja pierdole, co za idiotka. Sprawnie ją obróciłem i po chwili siedziała na moich plecach mocno trzymając mnie rękoma wokół szyi. Podpłynąłem do mostu i wszedłem tam puszczając dziewczynę. Stała tam i trzęsła się mocno, a nogi się pod nią uginały. Nawet ja to widziałem.
- Nie wiedziałem, że jestem aż tak straszny - uśmiechnąłem się łobuzersko próbując rozluźnić tą całą atmosferę.
- Przestraszyłeś mnie... - wyszeptała cichutko.
- Na kogoś czekałaś? - zapytałem. W dupie mam, że ją przestraszyłem, zrobię to kiedy indziej i nie będzie już tak zabawnie jak teraz.
- Możliwe - odparła. Przykucnęła i wzięła swój telefon. Przyglądałem jej się bacznie, bo muszę przyznać, że ta dziewczyna jest naprawdę atrakcyjna. I słodka. I przestraszona. Uśmiechnąłem się na chwilę, jednak przybrałem poważną minę, kiedy wyprostowała się i spojrzała na mnie.
- O drugiej w nocy?
- Miałam przyjść tutaj z koleżanką, która mi się zgubiła, okej? - warknęła, a ja natychmiast zacisnąłem ręce w pięści. O nie, żadna kurwa nie będzie podnosiła na mnie swojego głosu. Złapałem jej szyję i mocno zacisnąłem. Jej szok, wymalowany był na twarzy, jednak nie krzyczała ani nawet nie płakała. Patrzyła na mnie, a jej dłonie dotknęły moich. Wzdrygnąłem się, czując dziwny prąd przechodzący przez moje ciało. Przymknąłem na chwilę oczy, a potem przysunąłem swoją twarz do jej.
- Na mnie się nie warczy, shawty - wysyczałem. Puściłem ją i odsunąłem się, wciąż zaskoczony tym dziwnym prądem. Chwyciła się za szyję i kaszlnęła kilka razy. - No więc, gdzie się podziewa twoja przyjaciółka? - zapytałem spokojnie.
- Chciałabym to wiedzieć - wymamrotała i zadrżała, kiedy wiatr stał się nieco silniejszy.
- Trzymaj - burknąłem i rzuciłem w nią moją kurtką. Patrzyła na nią, a potem na mnie. Spiorunowałem ją wzrokiem. - No zakładaj - warknąłem, a ta przełknęła głośno ślinę i szybko ją nałożyła. - Podwiozę Cię do domu.. - zaproponowałem.
- Nie trzeba, dam radę - odparła i chciała mnie wyminąć, ale złapałem ją za nadgarstek.
- To nie było pytanie - mruknąłem ściskając jej nadgarstek.
- Nie wrócę do domu to po pierwsze. A po drugie puść, bo boli.
Spojrzałem na nią i puściłem jej nadgarstek, żeby poprawić mokre włosy, po czym się wyprostowałem.
- Buntowniczka? - zachichotałem.
- Powiedziałam... tacie, to znaczy rodzicom, że będę nocować u przyjaciółki. Nie wrócę do domu o drugiej w nocy, musiałabym być jakąś idiotką - puknęła się w czoło. Ależ ta dziewczyna mnie irytuje. Chociaż czuję się dziwnie, bo coś nie pozwala mi na skrzywdzenie jej. Już dawno bym zabił inną sukę za takie odzywki do mnie, ale ją... Nie potrafiłbym. Kurwa. Uśmiechnąłem się w duchu. Postraszę ją trochę, to może mi przejdzie.
Podszedłem do niej tak blisko jak tylko mogłem. Przybliżyłem swoją twarz i groźnie na nią spojrzałem. Zaczynała się bać, wiem to.
- Słuchaj, kochanie - warknąłem, a ona zadrżała. - Jeśli jestem obok mnie masz traktować mnie z szacunkiem. Żebyś się nie zastanawiała powiem Ci, że masz nie pukać się w czoło, wywracać oczami i przede wszystkim odzywać się do mnie z brakiem szacunku, zrozumiałaś?
Kiwnęła głową.
- Chodź - mruknąłem i poszedłem w stronę samochodu, który zaparkowałem blisko tego mostu. Wiedziałem przynajmniej, że nic się mu nie stanie. Kurwa, jak ona się zawsze długo zastanawia. Wywróciłem oczami. - No chodź, kurwo - warknąłem tracąc cierpliwość.
- Nie będę jechała z nieznajomym - wyznała cicho, kiedy podeszła do mnie.
- Jestem Justin, już mnie znasz - otworzyłem drzwi od samochodu. - A teraz wsiadaj, bo nie mam czasu, aż w końcu ruszysz dupę i wsiądziesz.
Posłusznie wsiadła do samochodu. To będzie ciekawa znajomość.
Przymknąłem zrezygnowany oczy, kiedy byliśmy już na miejscu. Zgasiłem silnik i spojrzałem na Ashtona, który był o wiele bardziej rozluźniony ode mnie. Uh, tak bardzo dokładnie pamiętam, kiedy poznałem Sam. Nie byłem wtedy dla niej zbyt miły, powiedziałbym nawet, że byłem wrednym chujem bez serca. Ale wtedy taki byłem, nie obchodziły mnie uczucia innych, bo sam ich nie miałem. Do momentu kiedy poznałem Sammy, wtedy kiedy ją ścisnąłem na szyi.. Poczułem jakby prąd w całym moim ciele, a potem cały czas praktycznie o niej myślałem. Chciałem być ciągle przy niej, nawet nie wiem czemu. Mimo, że początki tego nie pokazywały, to przywiązałem się do niej. Moje uczucia na nowo zagościły w moim ciele. To takie dziwne...
- Idziemy? - zapytał, na co kiwnąłem głową. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy do budynku, który od kilku dobrych lat nie funkcjonuje. Tam właśnie zamieszkał Louis z Zaynem. Podeszliśmy do drzwi i powoli je otworzyłem. Och, otwarte. Czyli wiedzą, że tu będę. Weszliśmy do środka i wtedy przystanąłem, by móc coś powiedzieć Ashowi.
- Słuchaj. Idź do piwnicy, tam na pewno będzie Chris z Sam. To są idioci i zawsze każdego tam wsadzają. A ja pójdę ich poszukać, żeby się z nimi rozprawić. Jeśli ich już odnajdziesz znajdź wyjście i wyprowadź ich stąd. Pamiętaj, że Christian jest ranny, więc potrzebuje pomocy, dlatego wyjedziesz stąd i mu pomożesz.
- A ty?
- Zabiję skurwysynów i zabiorę im ich auto - wzruszyłem ramionami i klepnąłem go po ramieniu. Wyciągnąłem broń i odblokowałem ją. - Zabawę czas zacząć, Ash - uśmiechnąłem się szeroko, co odwzajemnił.
- Powodzenia - odparł i ruszył w stronę piwnicy. Szedłem bardzo spokojnie w stronę ich pokoju. Nie bałem się, no bo niby kogo? Próbują być groźni i niebezpieczni, dlatego igrają ze mną, ale nie wiedzą jakim potrafię być sukinsynem. Nie wiedzą jak brutalnie potrafię kogoś zabić. Wystarczy mnie wkurzyć. A oni zrobili to idealnie.
Podszedłem do drzwi od ich pokoju i chciałem je otworzyć, kiedy usłyszałem ich rozmowę.
- Ten idiota pewnie tu przyjdzie, Zayn. Dobrze wiesz jak bardzo jest on mściwy. Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy.
- Lou, zamknij się. Dobrze zrobiliśmy, mógłbym powiedzieć, że nawet genialne. Zaplanowałem dokładnie każdy szczegół. Zabijemy go, a później jego rodzinkę łącznie z jego małą, sukowatą córeczką...
Złość przejęła nade mną kontrolę, kiedy obraził moją córkę. Nikt do kurwy nędzy nie będzie jej obrażał. Warknąłem cicho i kopniakiem otworzyłem drzwi. Wyprostowałem ręce i skierowałem broń na twarz Zayna, który stał nieco zszokowany. Po chwili się uspokoił i delikatnie uśmiechnął. Rozejrzałem się szybko po pomieszczeniu. Na łóżku zauważyłem Chrisa, który ledwie co oddychał. Zacisnąłem palce na broni. Zabiję ich, kurwa. Albo nie, nie zabiję do końca i zakopię żywcem. To będzie idealne.
- Nikt nie będzie obrażał mojej córki, Ty pierdolony sukinsynie - warknąłem i podszedłem do nich.
- Zluzuj gacie, Bieber - uśmiechnął się Zayn.
- Jak dowiedzieliście się, że żyję? - spytałem.
- Odkąd ujawniłeś się Sam dosyć łatwo było cię odnaleźć. Jesteś idiotą, Bieber. Jedyne co ci wychodzi to pieprzenie przypadkowych dziwek i zabicie kogoś. Ale nas ci się nie uda zabić.
- Jesteś tego taki pewny? - uśmiechnąłem się drwiąco. - To był zły pomysł zabierając moją dziewczynę i przyjaciela, którego wcześniej zraniliście. Jestem zły chłopcy, a pamiętacie co było, kiedy byłem zły?
Spojrzałem na Louisa, który przygryzł wargę. Był tym mądrzejszym niż Zayn, nie robił nic pochopnie i prawdopodobnie to wszystko to pomysł Malika.
- Lepiej się poddaj, Justin, a oddamy Ci twoją dziewczynę i przyjaciela - zaczął Louis. Zaśmiałem się cicho i podszedłem.
- Naprawdę myślicie, że się poddam? - wysyczałem i pośpiesznie skierowałem broń na Louisa, którego od razu postrzeliłem. Upadł na ziemię, a Malik natychmiast wziął swoją broń, odblokował ją i podszedł do mnie.
- Pragniesz śmierci, co kutasie? - warknął.
- Nie udawaj twardego, Malik. Pamiętaj kto cię wyszkolił i dzięki komu znasz kilka cennych uwag.
- Teraz te uwagi wykorzystam przeciwko swojemu nauczycielowi - uśmiechnął się złośliwie. Kiedy chciałem strzelić do Malika, on zrobił to pierwszy. Strzelił w jedną moją rękę przez co krzyknąłem głośno i upuściłem broń. Podszedł do mnie przykładając broń do mojego czoła.
- Coś chcesz powiedzieć przed końcem swojego życia? - zapytał. Patrzyłem na niego drwiąco uśmiechając się do niego. Nagle usłyszałem kilka strzałów, a za każdym strzałem Malik odsuwał się, aż w końcu upadł, a obok niego powstawała czerwona kałuża. Złapałem się za krwawiące ramię i spojrzałem na Asha, który stał w drzwiach.
- Dzięki, stary - szepnąłem i wstałem.
- Mówiłem, że sobie beze mnie nie poradzisz? - zaśmiał się.
- Poradziłbym sobie - uśmiechnąłem się. - Pomóż mi z Chrisem.
Kiwnął głową i podeszliśmy do mojego przyjaciela.
- Zaraz będzie dobrze, Chris - powiedziałem do niego. Otworzył powoli oczy i spojrzał na mnie delikatnie kiwając głową.
- Gdzie Sam? - wyszeptał, a ja spojrzałem wyczekująco na Ashtona.
- W samochodzie - powiedział. Wzięliśmy Chrisa, który ledwie się trzymał i ignorując swój ból zaprowadziłem go z Ashtonem do samochodu. Wcześniej zadałem kilka strzałów Malikowi i Tomlinsonowi.
- Rano wrócimy tu i coś zrobimy z ciałami - mruknąłem, na co Ash ochoczo kiwnął głową.
- Zawiozę Cię i Sam do domu, natomiast razem z Chrisem pojadę do szpitala. Chłopak potrzebuje pomocy.
- Pojadę z nim.
- Zajmij się sobą i swoją dziewczyną, rano podwiozę do ciebie Hope - uśmiechnął się i poklepał na ramieniu. Wyszliśmy z budynku i od razu zobaczyłem jak Sammy wychodzi z samochodu cała zapłakana. Wsadziliśmy Chrisa do auta, Ash usiadł na miejscu kierowcy, a ja obróciłem się w stronę swojej dziewczyny. Stała trzęsąc się i płacząc.
- Przepraszam - wyszeptałem i podszedłem do niej mocno ją przytulając. Wtuliła się we mnie jeszcze mocniej i pokręciła głową.
- To nie twoja wina.
- Owszem, moja - mruknąłem cicho i pocałowałem ją w czubek głowy. - Wynagrodzę ci to, ale teraz wsiadaj, bo Chris musi być jak najszybciej w szpitalu.
- Ty też jesteś ranny..
- Dam sobie radę, wsiadaj - powiedziałem cicho i zanim wsiadłem obok Chrisa, a Sam na miejscu pasażera położyłem dłonie na jej policzkach i przybliżyłem swoją twarz do jej, czule ją całując. Uśmiechnęła się delikatnie i wsiadła, tak samo jak ja.
Kurwa, co za poprane życie.
~*~
Od Autorki: cześć misie, chciałam was tylko poprosić o skomentowanie tego rozdziału. dużo osób informuję i dlatego chciałabym zobaczyć, czy ktoś jeszcze to czyta, czy kompletnie olewa. jeśli nie chce być informowanym niech do mnie napisze w zakładce "informowani" lub na tt, to ważne.
uchylona czcionka to wspomnienia. to drugie wspomnienie powinno wydawać się wam bardzo znajome, a jeśli nie pamiętacie to zapraszam na prolog pierwszej części :)
uchylona czcionka to wspomnienia. to drugie wspomnienie powinno wydawać się wam bardzo znajome, a jeśli nie pamiętacie to zapraszam na prolog pierwszej części :)
btw, jak się podoba rozdział? osobiście nie jestem z niego zadowolona, ale dodaję go, żebyście nie musieli czekać :)
FRIGHTFUL - ZACHĘCAM DO CZYTANIA I KOMENTOWANIA MISIE
Awww żyją *-* Rozdział boski :) Czekam nn <3 @BieberWorld_9
ReplyDeleteheartbreaker-justinandmelanie.blogspot.com
uwielbiam to fanfiction, na serio jest świetne, cudownie piszesz i już nie mogę się doczekać tego co zaplanowałaś na kolejne rozdziały x
ReplyDeleteCudnnyy xd heidbjxbxu
ReplyDeleteCiesze sie ze nic im nie jest.xd
Czekam na nastepny <3
genialne :))
ReplyDelete@SwaglandJB
Wspaniały,kocham to opowiadanie!
ReplyDeleteJejku swietny rozdziaL:)
ReplyDeletenie moge sie doczekac nastepnego
@ayemybizzle
Ja doskonale pamiętam te wspomnienia! Już wtedy kiedy czytał am pierwszy rozdział byłam zakochana w Twoim opowiadaniu :D
ReplyDeleteRozdział super! Jak zawsze :D
@ameneris
<3
Świetny (jak zawsze ) rozdział :) czekam na nn ! @ibizzlerauhlx
ReplyDeleteczekam na next :)
ReplyDeleteSuper rozdział mam nadzieję że Chrisowi nic nie bd i że wszystko się jakoś ułoży. Rozdział świetny czekam na nn :) ♥
ReplyDeletecudowny czekam na next
ReplyDeleteOmg nzjsjsjdjjxjxndnx zbyt zajebisty by mógł być prawdziwy! /bizzlebah
ReplyDeleteCzytam ;*
ReplyDeleteasfjkfdshktwhuvsvkirxkl *-* jaki genialny rozdzia. Nareszcie Justin udupil tych dwuch idiotow
ReplyDeleteodnosnie twoje opisu tak czytam I czekam na nn
boski rozdział i happy end takie rozdziały to ja lubie :)
ReplyDeleteasdfgh idealny *,* - @thisswaggirl_JB
ReplyDeleteAsdfgdasd kocham <3
ReplyDeleteŚwietne.
ReplyDeleteJestem mile zaskoczona rozdziałem :) Dobrze przemyślałaś fakt, które momenty z przeszłości Justina dać , na ich przykładzie i postępowaniu Justina widać jego zmianę ^.^ Nie mogę się doczekać nexta ;) Weny :*
ReplyDeleteJBFKABFJKWQBFAKFBJKA ♥
ReplyDeleteCzytam ;D
ReplyDeleteaaaaaaaaaaa !!! Uratowani <333 czekam na nn :D
ReplyDeletei wszystko jest już dobrze ♥ aww
ReplyDeleteNareszczie stary justin i cos sie dzieje ! Swietny ! Oby tak dalej !
ReplyDeletecudowny <3
ReplyDeleteświetny :D
ReplyDeleteŚwietny rozdział! :*
ReplyDeleteJejkuu jaki piękny rozdzial ;** /Bernadka
ReplyDeleteBoski, nie mogłam się doczekać *-*
ReplyDeleteWika.
Uwielbiam tego bloga :))
ReplyDeleteŚwietny rozdział!! Bardzo ciekawie piszesz :)
ReplyDeleteBoże, kocham to opowiadanie <3 jesteś genialna x
ReplyDeleteWoww! Świetny !!
ReplyDeleteJeden z najlepszych rozdziałów ♥
świetny. fajnie było wrócić do sytuacji, w której Sam i Justin się poznali <3 cieszę się, że udało się Justinowi i Ashtonowi "uratować" Sammy i Chrisa.. :) no i mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie okej. :*
ReplyDelete@saaalvame
Megaaa <3 <3
ReplyDeletewiedziałam że ją uratuje, ale szczerze zastanawiam się czym zajmuje się Justin teraz.
ReplyDeletekilka rozdziałów wcześniej jest powiedziane, że Justin utworzył restaurację, która stała się dosyć znana.
DeleteOwww...sliczne :*
ReplyDeleteSwietnie piszesz *.*
Zapraszam tez do mnie. Niedawno zaczelam i moze ci sie spodoba. http://niebezpiecznie-zakochana.blogspot.com/?m=1
Rozdzialy dodaje tylko gdy moze i staram sie czesto.
Mnie nie informujesz, ale komentuje :) bardzo mi sie podoba, uwielbiam twojego bloga !
ReplyDelete<3
ReplyDeleteŚwietny rozdział. ;) Cierpliwie czekam na nn. :D
ReplyDelete