Sam
Byłam niesamowicie szczęśliwa wiedząc, że ani Zayn, ani Louis nie żyją. To oznaczało, że będziemy mieć w końcu spokój. Naprawdę już miałam dosyć tego wszystkiego. Coś zaczynało się układać, a drugie coś się pieprzyło. Ale teraz... Myślę, że może w końcu zacznie się wszystko układać.
Szłam z dwoma kubkami gorącej herbaty do salonu. Justin siedział na fotelu, delikatnie się kołysząc. Wpatrywał się w kominek, który ocieplał nas i cały salon. Łokieć oparł na rączce fotela, a brodę ułożył na pięści. Druga ręka położona była na drugiej rączce fotela, a jego palce poruszały się w jego własnym rytmie. Myślał nad czymś intensywnie. Podeszłam do niego i podałam mu jego herbatę. Swoją położyłam na stoliku.
- Chodź tu - mruknął cicho i upił łyk herbaty, po czym położył ją na stoliku, tuż obok mojej. Wyprostował się i poklepał swoje kolana, na znak, żebym usiadła. Uśmiechnęłam się słabo i usiadłam na jego kolanach wtulając głowę w jego tors. Objął mnie swoimi ramionami, a ja jedną rękę ułożyłam obok szyi, kciukiem głaszcząc miejsce za jego uchem.
- Za dużo myślisz, Justin - szepnęłam, podnosząc delikatnie głowę w jego stronę. Patrzyłam w jego zmartwioną twarz, która dokładnie lustrowała każdy płomień kominka. - O czym myślisz?
- Im jestem starszy, tym bardziej beznadziejny - westchnął cicho, zamykając na kilka sekund oczy. Kiedy je otworzył i spojrzał na mnie, nie widziałam już tych radosnych iskierek w jego miodowych oczach. Była zupełna pustka.
- Nie mów tak - zmarszczyłam brwi i musnęłam ustami jego szczękę.
- Nie wiem o czym myślałem, zostawiając Cię na te pieprzone sześć lat. Gdybym tego nie zrobił nie byłoby tego wszystkiego.. Jeszcze nie mogę pogodzić się z tym, że pozwoliłem im na to, aby zabrali Ciebie i rannego Chrisa. Christian wyglądał strasznie, umierał... - przerwał, gdyż jego głos nagle się załamał. Poczułam ścisk w żołądku. Justinowi nigdy głos się nie załamywał, nie ważne jaka sytuacja była.
- Ale jest już w szpitalu, pomogą mu - szepnęłam, starając się go jakoś pocieszyć. Prychnął cicho i pokręcił głową.
- Wiem o tym, ale kilka minut dłużej i by tam umarł - wziął głęboki oddech, a potem z impetem go wypuścił. - Zaplanowałem to wszystko inaczej, a wyszło całkiem do dupy. Kilka sekund i Zayn zastrzeliłby mnie, bo jestem takim kretynem. Gdyby nie Ash, prawdopodobnie swoją głupotą spieprzyłbym wszystko.
- Justin, przestań - jęknęłam cicho. Nigdy nie widziałam go tak użalającego się nad sobą. Spojrzał na mnie znów, widziałam w jego oczach łzy... On naprawdę to wszystko przeżywał.- Uratowałeś mnie i Chrisa. Razem z Ashtonem - wyszeptałam i usiadłam okrakiem na jego kolanach. Położyłam dłonie na jego policzkach i zaczęłam obsypywać go pocałunkami. - Jestem Ci tak bardzo wdzięczna, Justin - mruknęłam w jego usta, zanim je pocałowałam. - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało, dlatego przestań się wyzywać i wszystko sobie wypominać - wyrzuciłam z siebie. Jego dłonie położone były na moich pośladkach. Oblizał powoli swoje usta, a jego oczy błądziły po całej mojej twarzy.
- Tak kurewsko Cię kocham, Sammy - wyszeptał i od razu złączył nasze usta w czułym pocałunku. Najpierw wszystko działo się powoli, przyzwyczajaliśmy się do siebie. Później podniecenie wzięło w górę i nasze tempo znacznie przyśpieszyło. Jego dłonie wyszukały skrawek mojej bluzki i uniosły ją do góry. Przerwałam nasz pocałunek i podniosłam ręce, a Justin sprawnie zdjął ze mnie bluzkę. Znowu nasze usta się odnalazły. Moje palce wyszukały guziki od jego koszuli, które niezdarnie zaczęłam rozpinać. Chłopak zaśmiał się w moje usta i przerwał, żeby pomóc mi rozpiąć jego koszulę. Zdjął ją, tak samo jak białą bokserkę. Przygryzając wargę odnalazłam jego pasek od spodni i rozpięłam go, wyrzucając gdzieś za siebie. Justin wstał, wciąż trzymając mnie na rękach. Oplotłam jego ciało nogami, a ręce ułożyłam na szyi. Jus wciąż mnie całując wszedł powoli na górę, otworzył drzwi od mojego pokoju i zamknął je kopniakiem. Położył mnie na łóżku i zdjął z siebie spodnie, a następnie bokserki. Czułam podniecenie i pragnęłam poczuć w sobie Justina. Brakowało mi tej naszej czułości. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko, a ja prawie rozpłynęłam się na łóżku, pod wpływem jego zabójczemu uśmiechowi. On jest codziennie coraz bardziej piękniejszy. Czy to w ogóle możliwe?
- Nawet nie wiesz jak Cię w tym momencie pragnę - wyszeptał i zdjął ze mnie jeansy i bieliznę. Byliśmy całkiem nadzy. Ścisnął jedną dłonią prawą pierś, a lewą zaczął ssać. Przymknęłam oczy, przygryzając wargę. Po chwili wydałam z siebie cichy jęk rozkoszy. Od moich piersi do szyi naznaczał mokrymi pocałunkami ścieżkę, po czym zaczął ssać i całować moją szyję. Kiedy odnalazł mój słaby punkt, jęknęłam już nieco głośniej i odchyliłam głowę dla lepszego dostępu. Słyszałam jego cichy chichot, a później zobaczyłam jego piękną twarz tuż przy mojej. W końcu widziałam te cudowne iskierki w jego oczach, a na twarzy malował się najpiękniejszy uśmiech jaki widziałam. Odwzajemniłam jego uśmiech, kładąc dłonie na jego plecach.
- Gotowa? - spytał, a ja kiwnęłam głową. Byłam gotowa jak nigdy.
Powoli wszedł we mnie, przez co poczułam najpierw chwilowy ból, który już po kilku sekundach zmienił się na cudowną rozkosz. Jęknęłam zadowolona i zamknęłam oczy, odchylając głowę. Ruchy Justina znacznie przyśpieszyły i nie potrzebowałam dużo czasu, by poczuć, że zaraz dojdę.
- J-Justin - wymamrotałam i zacisnęłam dłonie na jego plecach.
- Wiem, ja też - wysapał i jeszcze trochę przyśpieszył. Po chwili poczułam ciepło rozpływające się w moim ciele i ogromną rozkosz. Wykrzyczałam głośno imię mojego chłopaka i paznokciami przejechałam po jego nagich plecach. - Och, kurwa... - jęknął cicho i przymknął oczy doprowadzając się do normalnego stanu. Położył się obok mnie i pocałował w czoło. - Tak cholernie mi tego brakowało.
- Mi też - zachichotałam cicho. Dźwięk telefonu przerwał nam tę rozkoszną chwilę, Justin westchnął ociężale i wstał z łóżka. Musnął mnie szybko, aczkolwiek czule i nakładając pośpiesznie bokserki wyszedł z pokoju. Leżałam nie ruszając się, ani nie wydając dźwięków, by móc usłyszeć o czym szatyn mówi.
- Cześć, Ash.. Serio? To spoko... Okej... Okej, do zobaczenia.
Po chwili słyszałam jak stawia wolno kroki po schodach. Wstałam z łóżka biorąc rozrzuconą bieliznę, po czym podeszłam do szafy i wzięłam nowe, razem z spodenkami i luźną bluzką. Chłopak wszedł do pokoju i dokładnie zlustrował mnie od góry do dołu, po czym się szeroko uśmiechnął.
- Gdzie idziesz?
- Pod prysznic - odpowiedziałam. Cieszyłam się, że poprawił mu się jeszcze bardziej humor po tym telefonie. Właśnie.. - Z kim rozmawiałeś?
- Ashton dzwonił, powiadomić nas, że z Chrisem jest już w porządku. Stracił dużo krwi, ale nic poza tym. Teraz śpi, a za dwa dni powinien zostać wypisany.
- Boże, to dobrze - teraz to ja się uśmiechnęłam. Byłam szczęśliwa dzięki tej wiadomości, bo naprawdę martwiłam się o chłopaka. Nie wiem co by się stało, gdyby go zabrakło. Nie poradziłabym sobie, bo mimo wszystko był osobą, która była ze mną od sześciu lat dzień w dzień. Cholernie się z nim zżyłam. Minęłam chłopaka i udałam się do łazienki, którą zamknęłam. Jeansy oraz bieliznę włożyłam do pralki, a nową bieliznę z piżamą położyłam na pralce. Weszłam do kabiny prysznicowej i zamknęłam ją, odkręcając wodę. Uregulowałam wodę, aby leciała z niej cieplutka woda. Czułam natychmiastowe orzeźwienie, kiedy wręcz gorąca woda zderzała się o moje ciało, dając mi dodatkowe odprężenie. Po kilkunastu minutach, kiedy dokładnie umyłam swoje ciało i włosy wyszłam, susząc się ręcznikiem. Zrobiłam na głowie turban z ręcznika i nałożyłam czyste majtki oraz spodenki i bluzkę. Umyłam dokładnie zęby i obmyłam jeszcze raz, nieco zimniejszą już wodą i wyszłam z łazienki. Zobaczyłam śpiącego Justina w moim łóżku, wtulonego w poduszkę. Miał rozchyloną wargę i zmierzwione włosy, przez co wyglądał niesamowicie uroczo.
- Cześć, Ash.. Serio? To spoko... Okej... Okej, do zobaczenia.
Po chwili słyszałam jak stawia wolno kroki po schodach. Wstałam z łóżka biorąc rozrzuconą bieliznę, po czym podeszłam do szafy i wzięłam nowe, razem z spodenkami i luźną bluzką. Chłopak wszedł do pokoju i dokładnie zlustrował mnie od góry do dołu, po czym się szeroko uśmiechnął.
- Gdzie idziesz?
- Pod prysznic - odpowiedziałam. Cieszyłam się, że poprawił mu się jeszcze bardziej humor po tym telefonie. Właśnie.. - Z kim rozmawiałeś?
- Ashton dzwonił, powiadomić nas, że z Chrisem jest już w porządku. Stracił dużo krwi, ale nic poza tym. Teraz śpi, a za dwa dni powinien zostać wypisany.
- Boże, to dobrze - teraz to ja się uśmiechnęłam. Byłam szczęśliwa dzięki tej wiadomości, bo naprawdę martwiłam się o chłopaka. Nie wiem co by się stało, gdyby go zabrakło. Nie poradziłabym sobie, bo mimo wszystko był osobą, która była ze mną od sześciu lat dzień w dzień. Cholernie się z nim zżyłam. Minęłam chłopaka i udałam się do łazienki, którą zamknęłam. Jeansy oraz bieliznę włożyłam do pralki, a nową bieliznę z piżamą położyłam na pralce. Weszłam do kabiny prysznicowej i zamknęłam ją, odkręcając wodę. Uregulowałam wodę, aby leciała z niej cieplutka woda. Czułam natychmiastowe orzeźwienie, kiedy wręcz gorąca woda zderzała się o moje ciało, dając mi dodatkowe odprężenie. Po kilkunastu minutach, kiedy dokładnie umyłam swoje ciało i włosy wyszłam, susząc się ręcznikiem. Zrobiłam na głowie turban z ręcznika i nałożyłam czyste majtki oraz spodenki i bluzkę. Umyłam dokładnie zęby i obmyłam jeszcze raz, nieco zimniejszą już wodą i wyszłam z łazienki. Zobaczyłam śpiącego Justina w moim łóżku, wtulonego w poduszkę. Miał rozchyloną wargę i zmierzwione włosy, przez co wyglądał niesamowicie uroczo.
~*~
Cichy głos zaczynał docierać do mych uszu, a ja zaczynałam powoli kontaktować. Jednak to nie sprawiło, że uniosłam do góry swoje powieki. Moim marzeniem w tym momencie było spanie jak najdłużej, lecz wiedziałam, że tak dzisiaj nie będzie. Razem z Justinem musieliśmy zabrać Hope od Irwinów, a później odwiedzić w szpitalu Chrisa. Musiałam w jakiś sposób zaopiekować się swoim przyjacielem, który właśnie w tym momencie potrzebował mnie najbardziej. No i oczywiście Justina. Mam nadzieję, że po tym wszystkim Chris zaakceptuje szatyna, bo mimo wszystko go uratował.
W końcu zdecydowałam się na otworzenie oczu, a światło bijące z niezasłoniętego okna wpadało do pokoju, centralnie mnie oślepiając. Głos stał się przeze mnie bardziej słyszalny, kiedy już się rozbudziłam. Usiadłam na łóżku i delikatnie przetarłam oczy. Byłam dziwnie wyspana.
- Zajmij się tym, Kit. Nie mogę dzisiaj przyjść, odwołaj to spotkanie. Powiedz mu, że jutro się z nim spotkam, a mój kierowca po niego przyjedzie. Okej, dzięki - powiedział mój chłopak i się rozłączył. Westchnął ociężale i przetarł dłonią twarz, a następnie zmierzwił swoje włosy, ciągnąć delikatnie końcówki do góry.
- Dzień dobry - przywitałam się. Usiadłam za nim, objęłam go przy szyi ramionami i położyłam podbródek na jego ramieniu. Pocałowałam go w policzek. - Z kim rozmawiałeś?
- Hm, z moją prawą ręką - uśmiechnął się.- Kit pracuje u mnie i kiedy nie mogę czegoś zrobić, robi to za mnie. Staram się nie przeciążać swojej sekretarki, która i tak ma dużo na głowie.
- A z kim się miałeś spotkać?
- Z Brownem. Człowiek, który chciałby połączyć ze mną siły i prócz restauracji założyć jeszcze wspólny hotel. Chciałby wybudować ogromny hotel, a w nim moją restaurację. Oboje bylibyśmy właścicielami hotelu jak i restauracji. Całkiem ciekawa propozycja i miałem się z nim dzisiaj spotkać, ale nie dam rady.
- Jeśli chcesz, to możesz z nim się spotkać - zachęciłam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Justin naprawdę dorósł. Już nie jest tym samym osiemnastolatkiem, którego poznałam. Wydoroślał, a jego cele życiowe stały się naprawdę świetne i osiągalne. Nie myślał już o tych swoich wyścigach i nie był taki porywczy. Jego stosunek do mnie także się jeszcze bardziej zmienił. Stał się mężczyzną. W dodatku moim mężczyzną.
- Chciałbym odwiedzić Chrisa w szpitalu, a wieczorem muszę gdzieś pojechać z Ashtonem.
- Gdzie jedziecie? - zaciekawiłam się.
- Emm.. Nie wiem, Ash coś wymyślił, ale długo nie będę - odwrócił głowę w moją stronę uśmiechając się delikatnie. Musnął moje usta i wstał. - Zrobię śniadanie, ubierz się i pojedziemy po Hope.
- Okej - uśmiechnęłam się i wstałam, kiedy Justin wyszedł z pokoju. Byłam ciekawa, gdzie jedzie wieczorem z Irwinem, ale nie chciałam się dopytywać. Jest moim chłopakiem, ale nie muszę go ciągle kontrolować.
Podeszłam do szafy i spojrzałam na okno. Dopiero teraz zauważyłam, jaka piękna jest pogoda. Uśmiechnęłam się szeroko, czując o wiele lepszy humor. Czułam jakby te okropne dni były tylko złym snem. Ale to dobrze, chciałam o nich zapomnieć. Ubrałam obcisłe, jasne jeansy i do tego białą bokserkę. Nałożyłam szary, rozciągnięty i długo sweterek, po czym zeszłam na dół. Pachniało bardzo intensywnie i pysznie. Mój brzuch zaburczał, dając mi znać o sobie. Zdecydowanie byłam głodna. Weszłam do kuchni i zachichotałam widząc tańczącego w miejscu szatyna, śpiewającego piosenkę, grającą z radia. Wyglądało to naprawdę uroczo, kiedy podrygiwał, w tym samym czasie będąc skupionym na ozdabianiu naleśników. Tak cholernie dawno nie jadłam naleśników, że naprawdę ucieszyłam się widząc ów danie. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam bitą śmietanę, po czym podeszłam do chłopaka, który podskoczył w miejscu i spojrzał na mnie gniewnie.
- Żeś mnie kurwa wystraszyła - burknął z wyrzutem i nutą rozbawienia w głosie. Wybuchłam śmiechem, widząc jak się łapie za serce i udaje jakby mdlał.
- Przepraszam - zachichotałam, a chłopak przerwał swoją czynność chwytając mnie rękoma w pasie i przyciągając do siebie. Przycisnął swoje usta do moich z taką siłą, jakby to był nasz ostatni pocałunek. Zmarszczyłam zdezorientowana brwi, ale oddałam pocałunek. Oderwał się ode mnie szeroko uśmiechnięty. - W porządku? - spytałam rozbawiona, jego dobrym humorem.
- Jak najbardziej, Sammy. Odzyskałem Ciebie, mój przyjaciel żyje, a ja mam duże powodzenie w pracy. Czy może być lepiej?
- Byłoby lepiej, gdyby nasza córeczka była tutaj.
- Ashton powinien niedługo być.
- Faktycznie, miał nam ją podwieźć.
- Sierotka - zaśmiał się, a ja machnęłam ręką i wstrząsnęłam bitą śmietaną. Otworzyłam wieczko i przysunęłam dłoń do naleśników. Popryskałam bitą śmietaną naleśniki i zamknęłam wieczko, chowając słodycz do lodówki. Szatyn postawił śniadanie na stół, a ja wzięłam dwie zrobione już herbaty i postawiłam przed chłopakiem i przed swoim miejscem. Zajęliśmy miejsca i nie myśląc dłużej zaczęłam jeść swojego naleśnika. Przymknęłam oczy z rozkoszy. Był przepyszny!
W końcu zdecydowałam się na otworzenie oczu, a światło bijące z niezasłoniętego okna wpadało do pokoju, centralnie mnie oślepiając. Głos stał się przeze mnie bardziej słyszalny, kiedy już się rozbudziłam. Usiadłam na łóżku i delikatnie przetarłam oczy. Byłam dziwnie wyspana.
- Zajmij się tym, Kit. Nie mogę dzisiaj przyjść, odwołaj to spotkanie. Powiedz mu, że jutro się z nim spotkam, a mój kierowca po niego przyjedzie. Okej, dzięki - powiedział mój chłopak i się rozłączył. Westchnął ociężale i przetarł dłonią twarz, a następnie zmierzwił swoje włosy, ciągnąć delikatnie końcówki do góry.
- Dzień dobry - przywitałam się. Usiadłam za nim, objęłam go przy szyi ramionami i położyłam podbródek na jego ramieniu. Pocałowałam go w policzek. - Z kim rozmawiałeś?
- Hm, z moją prawą ręką - uśmiechnął się.- Kit pracuje u mnie i kiedy nie mogę czegoś zrobić, robi to za mnie. Staram się nie przeciążać swojej sekretarki, która i tak ma dużo na głowie.
- A z kim się miałeś spotkać?
- Z Brownem. Człowiek, który chciałby połączyć ze mną siły i prócz restauracji założyć jeszcze wspólny hotel. Chciałby wybudować ogromny hotel, a w nim moją restaurację. Oboje bylibyśmy właścicielami hotelu jak i restauracji. Całkiem ciekawa propozycja i miałem się z nim dzisiaj spotkać, ale nie dam rady.
- Jeśli chcesz, to możesz z nim się spotkać - zachęciłam. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Justin naprawdę dorósł. Już nie jest tym samym osiemnastolatkiem, którego poznałam. Wydoroślał, a jego cele życiowe stały się naprawdę świetne i osiągalne. Nie myślał już o tych swoich wyścigach i nie był taki porywczy. Jego stosunek do mnie także się jeszcze bardziej zmienił. Stał się mężczyzną. W dodatku moim mężczyzną.
- Chciałbym odwiedzić Chrisa w szpitalu, a wieczorem muszę gdzieś pojechać z Ashtonem.
- Gdzie jedziecie? - zaciekawiłam się.
- Emm.. Nie wiem, Ash coś wymyślił, ale długo nie będę - odwrócił głowę w moją stronę uśmiechając się delikatnie. Musnął moje usta i wstał. - Zrobię śniadanie, ubierz się i pojedziemy po Hope.
- Okej - uśmiechnęłam się i wstałam, kiedy Justin wyszedł z pokoju. Byłam ciekawa, gdzie jedzie wieczorem z Irwinem, ale nie chciałam się dopytywać. Jest moim chłopakiem, ale nie muszę go ciągle kontrolować.
Podeszłam do szafy i spojrzałam na okno. Dopiero teraz zauważyłam, jaka piękna jest pogoda. Uśmiechnęłam się szeroko, czując o wiele lepszy humor. Czułam jakby te okropne dni były tylko złym snem. Ale to dobrze, chciałam o nich zapomnieć. Ubrałam obcisłe, jasne jeansy i do tego białą bokserkę. Nałożyłam szary, rozciągnięty i długo sweterek, po czym zeszłam na dół. Pachniało bardzo intensywnie i pysznie. Mój brzuch zaburczał, dając mi znać o sobie. Zdecydowanie byłam głodna. Weszłam do kuchni i zachichotałam widząc tańczącego w miejscu szatyna, śpiewającego piosenkę, grającą z radia. Wyglądało to naprawdę uroczo, kiedy podrygiwał, w tym samym czasie będąc skupionym na ozdabianiu naleśników. Tak cholernie dawno nie jadłam naleśników, że naprawdę ucieszyłam się widząc ów danie. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam bitą śmietanę, po czym podeszłam do chłopaka, który podskoczył w miejscu i spojrzał na mnie gniewnie.
- Żeś mnie kurwa wystraszyła - burknął z wyrzutem i nutą rozbawienia w głosie. Wybuchłam śmiechem, widząc jak się łapie za serce i udaje jakby mdlał.
- Przepraszam - zachichotałam, a chłopak przerwał swoją czynność chwytając mnie rękoma w pasie i przyciągając do siebie. Przycisnął swoje usta do moich z taką siłą, jakby to był nasz ostatni pocałunek. Zmarszczyłam zdezorientowana brwi, ale oddałam pocałunek. Oderwał się ode mnie szeroko uśmiechnięty. - W porządku? - spytałam rozbawiona, jego dobrym humorem.
- Jak najbardziej, Sammy. Odzyskałem Ciebie, mój przyjaciel żyje, a ja mam duże powodzenie w pracy. Czy może być lepiej?
- Byłoby lepiej, gdyby nasza córeczka była tutaj.
- Ashton powinien niedługo być.
- Faktycznie, miał nam ją podwieźć.
- Sierotka - zaśmiał się, a ja machnęłam ręką i wstrząsnęłam bitą śmietaną. Otworzyłam wieczko i przysunęłam dłoń do naleśników. Popryskałam bitą śmietaną naleśniki i zamknęłam wieczko, chowając słodycz do lodówki. Szatyn postawił śniadanie na stół, a ja wzięłam dwie zrobione już herbaty i postawiłam przed chłopakiem i przed swoim miejscem. Zajęliśmy miejsca i nie myśląc dłużej zaczęłam jeść swojego naleśnika. Przymknęłam oczy z rozkoszy. Był przepyszny!
~*~
Postanowiłam posprzątać w kuchni, żeby zająć swoje myśli. Ciągle myślałam o Hope i o tym, że chciałabym ją już zobaczyć. Tęskniłam za moją kruszynką i naprawdę niecierpliwił mnie fakt, że Ash wciąż jej nie przywozi.
- Justin, pojedźmy po nią.
- Po raz setny Ci mówię, że zaraz przyjedzie - mruknął cicho Justin, przeglądając coś w telefonie. Spojrzał na mnie i pokręcił głową.
- Mówisz tak od godziny - zmarszczyłam brwi. - Zadzwoń do niego.
- Sammy...
- Justin.
- Ja pierdole - jęknął i przyłożył telefon do ucha. W tym samym momencie drzwi się otworzyły, a ja usłyszałam cichy pisk.
- Mamo!
- Hope - pisnęłam cicho i podbiegłam do drzwi, gdzie zobaczyłam ją na rękach uśmiechniętego Asha. - Cześć Ash.
- Witam - ukłonił się delikatnie śmiejąc się cicho. Puścił Hope z rąk, a ta od razu podbiegła do mnie.
- Moja kruszynko - uśmiechnęłam się szeroko. Hope była moim powodem do szczęścia i przede wszystkim dawała mi nadzieję na lepsze jutro. Tak się cieszę, że ją mam. Poczułam jak ktoś mi ją zabiera, odwróciłam się szybko i zobaczyłam jak Justin natychmiast zamienił się w tatusia, który widzi swoją Księżniczkę. Pocałował ją mocno i wtulił ją w siebie. Po chwili puścił ją. - Skarbie, idź do pokoju.
Kiwnęła głową i pobiegła na górę. Była taka urocza.
- Mój drugi skarbie, pójdziesz ją przyszykować? Podwiozę Asha do domu i przyjadę po was, żebyśmy do Chrisa pojechali?
- Jasne - zaśmiałam się, kiedy tak mnie nazwał. Cmoknęłam go w usta i poszłam na górę. Wzięłam z szafy córeczki jakieś ubranka i pomogłam jej się ubrać. - Idź umyj ząbki, dobrze?
Kiedy Hope poszła do łazienki, ja wyszłam z jej pokoju, kierując się do swojego.
- Co powiedziałeś Sam, że jedziesz ze mną dzisiaj wieczorem? - spytał Ash Justina. Zmarszczyłam brwi, o czym oni gadają? I czemu jeszcze nie pojechali?
- Że coś wymyśliłeś, ale nie wiem co. Nie powiem jej przecież, że wciąż bawię się w wyścigi.
- A powinieneś.
Nagle głosy ucichły, kiedy ja stałam tak na górze wmurowana w podłogę. Justin mnie okłamał? Dlaczego nie powiedział mi, że wciąż się ściga? Dlaczego uparcie wpaja mi, że już tego nie robi? Dlaczego mi nie ufa? I po jaką cholerę on wciąż to robi?!
~*~
Od Autorki: dzień dobry, przepraszam, że tak późno, bo w niedzielę, ale musiałam w sobotę odwiedzić swoją przyjaciółkę w szpitalu. mimo wszystko zdrowie mojej przyjaciółki było ważniejsze, niż fanfiction, dlatego przepraszam, że rozdział nie pojawił się w sobotę, a dzisiaj. jednak mam nadzieję, że rozumiecie :)
chciałam podziękować za 41 komentarzy, dacie radę pod 19 też tyle?
frightful - zachęcam was misie do czytania i komentowania. obiecuję, że fanfiction będzie równie dobre jak unpredictable, a nawet lepsze :)
świetny jejku:)
ReplyDeletea końcówka asdfdsdfg:(
nie mogę się doczekać następnego!
@ayemybizzle
Jak ja uwielbiam te ff ! Boże cudny rozdział awh , tak bardzo nie mogę się doczekać następnego ! <3 ;) @ibizzlerauhlx
ReplyDeletewiem, że takie intrygujące końcówki są dobre ale mnie przyprawiają o zawał serca! świetnie piszesz i nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału x
ReplyDeleteWspaniały rozdział,boje sie o justina...żeby nic mu sie nie stało podczas tych wyścigów
ReplyDeleteŚwietny!!!
ReplyDeleteświetne :)
ReplyDeleteświetny rozdział. źle że justin okłamał Sam
ReplyDeleteno niee.. justin ty buntowniku.
ReplyDeleteniesamowity i czekam na nn ♥
Nie wiem co napisać rozdział cudny zreszta jak zwykle 😂
ReplyDeleteNo po prostu rewelacja xD tylko niepokoje sie troche kolejnego rozdzialu hahha xD oj Justin czemu nie powiedziałeś Sam ze sie scigasz ? Hahha xD
ReplyDeleteOMG .*-* wiedzialam ze on wciaz sie sciga ajdsjdhsks. rozdzial cudowny ^^
ReplyDeletenie moge sie doczekac nastepnego
Justin. co Ty odpierdalasz!? powinien powiedzieć Sam, że nadal się ściga.:(
ReplyDeleteboję się trochę kolejnego rozdziału.. :(ale też nie mogę się go doczekać <3
@saaalvame
Wow mega !!
ReplyDeleteo moj boze. mam nadzieje ze justin nie zrobi sobie krzywdy.
ReplyDeletesam pewnie znowu bedzie w ciazy:) prosze niech on sie jej oswiadczy
jeju jaki cudowny *_*
ReplyDeleteŚwietny rozdział ;) wyścigi justin serio ? Czekam na nowy kckc <3
ReplyDeleteJezu Justin co ty robisz? -.-
ReplyDeleteMiałam przeczucie,że coś tu nie gra,że za łatwo wszystko idzie ie nie myliłam...
Mam nadzieje,że Justin zmądrzeje i jej powie...
Czekam na nn <3
@scute4
świetny ! czekam na kolejny xx
ReplyDelete<
ReplyDelete<3
ReplyDelete:*
ReplyDeletebOSKIE <3
ReplyDeleteDrama za drama masakra czemu on sie jescze sciga ? Tyle hajsu ma. Nie ogarniam czlowieka.
ReplyDeleteasdfghjk - kocham !!!
ReplyDeleteAle dlaczego Justin okłamuje Sam? Czyżby jej nie ufał? O.o
<3
ReplyDeleteŚwietny jak zawsze
ReplyDeleteświetny!
ReplyDeleteAkcja się rozkręca. Awwww SUPER!
ReplyDelete<3
ReplyDeleteHej mam pytanie bo kocham twoje opowiadanie bardzo i bym chciała się spytać czy byś mi pozwoliła przetłumaczyć go na niemiecki ? Napewno dużo osób ucieszyło by się czytać twoją piękna historię mam nadzieje że pozwolisz <3
ReplyDeleteJeśli masz ochotę i czas, byłabym zaszczycona tym! :)
DeleteDziękuję bardzo że mogę taką super historię przetłumaczyć :* <3
DeletePodeślesz mi linka, jak będzie.
DeleteCudo *_*
ReplyDeleteTo jest uzależniające jcufyfyfuf :)) @forevermindSWAG
ReplyDeletejeeeeeej cudowny serio podoba mi się max! masz talent:*
ReplyDelete