19/07/2014

22

Justin
Im coraz bliżej znajdowałem się domu mojej matki, tym coraz mocniej ogarniał mnie ten dziwny strach i niepokój. Te dwie emocje towarzyszyły mi od tygodnia, kiedy w końcu rozmawiałem spokojnie z Chrisem i zdecydowałem się pojechać do rodzinnego miasta. Chciałem załatwić to wszystko z mamą i usłyszeć jakim jestem nieodpowiedzialnym człowiekiem. Że po tym jak się z nią pogodziłem to rzekomo umarłem, podczas, gdy ona prawie popadła w depresję, a teraz przyjeżdżam jak gdyby nigdy nic. Już wyobrażam sobie jak Pattie wyrzuca mnie ze swojego domu, krzycząc, żebym nigdy więcej się tutaj nie pokazywał. 
Nie wiem co jest gorsze.
To, że moja własna matka nie będzie chciała mnie znać, czy to, że będzie kazała mi stąd wypierdalać, krzycząc, że mnie nienawidzi.
Właściwie obie wersje są smutne i przygnębiające.
- Justin, słuchasz mnie?
- Hmm?
- Tak myślałam - westchnęła Sam i opadła na fotel.- Minąłeś swój dom.
- Serio?
- Mhm.
Westchnąłem głośno i zawróciłem. Zaparkowałem przed swoim domem. Faktycznie minąłem własny dom. Wyszliśmy z samochodu, wziąłem na ręce swoją córkę i poszliśmy do mieszkania. Nie pukając weszliśmy do środka i rozejrzeliśmy się.
- Pattie? - zawołała Sammy, a ja czułem jak mój żołądek wywija koziołka. Cholera, jestem facetem, powinienem się zachowywać jak facet, a nie przestraszona baba. 
- Sam? O mój Boże, słońce! - krzyknęła z góry, a ja byłem bliski przewrócenia się. Gdyby nie fakt, że trzymam swoją córkę, już dawno bym upadł ze zdenerwowania.- Ale zrobiliście mi niespodziankę!
- Ta.. - szepnąłem cicho i patrzyłem jak moja matka schodzi.
- Na długo tu... - przerwała i stanęła w połowie schodów, kiedy mnie zobaczyła.
- Idź z nią.. gdzieś - wymamrotałem do Sam i oddałem jej naszą córeczkę. Brunetka posłusznie gdzieś poszła, a ja stałem jak głupi naprzeciwko swojej mamy. Oboje patrzyliśmy się na siebie zdezorientowani. 
- J-Justin? Ty ż-żyjesz?
- Umm.. jak widać - mruknąłem cicho, drapiąc się dłonią po karku. Uwierzcie mi, że to była najdziwniejsza sytuacja w całym moim życiu.
Nagle, zupełnie nieoczekiwanie kobieta podbiegła do mnie i mocno rzuciła się w moje ramiona. Oplotłem dłońmi jej drobne ciało i mocno przyciągnąłem je do siebie. Schowałem twarz w jej włosach i przysięgam, że jeszcze chwila, a rozpłakałbym się jak dziecko. 
- Ale jak? Skąd? Justin, dlaczego, do cholery, wszystkich okłamałeś! - krzyknęła nagle, po tym jak zadała milion pytań. Odsunęła się ode mnie, wycierając łzy z policzków. Mój brzuch nieprzyjemnie się ścisnął. Nie mogłem jej powiedzieć, musiałem coś wymyślić. 
- Przepraszam.. W taki sposób uchroniłem wszystkich, na kim mi zależy - wyjaśniłem, co po części było prawdą. Sprawiłem, że moja mama była całkowicie bezpieczna, nie musząc znosić mnie w swoim domu. 
- Przed czym uchronić? Justin, co Ty wygadujesz?
- Mamo.. To naprawdę skomplikowane. Po prostu powiedz, że mnie nienawidzisz za to, że Cię okłamałem i żebym więcej się tu nie pokazywał...
- Nie pleć głupot, synu. Nie potrafiłabym Cię znienawidzić - westchnęła i poprawiła moje włosy. - Jestem zmieszana tą sytuacją, nie widziałam Cię sześć lat i naprawdę myślałam, że Ty nie żyjesz.. Nie mogłeś mnie wtajemniczyć?
- Nie za bardzo. Ale już jestem i naprawię te sześć lat, obiecuję - westchnąłem i wziąłem głęboki oddech, ponieważ mój głos niebezpiecznie drżał. Widziałem jak po policzkach mojej mamy znowu spływają łzy i poczułem się winny temu, że ta kobieta płacze. Nie zważając na nic, ponownie zamknąłem jej ciało w mocnym uścisku.
- Przepraszam, mamo.
- Muszę się oswoić z tą świadomością... Że mój syn jednak żyje. Powiesz mi chociaż z jakiego powodu się uśmierciłeś?
- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, mamo. 
Westchnęła cicho i stanęła na palcach, by móc pocałować mnie w czoło. Po chwili jednak uśmiechnęła się słabo w moją stronę.
- Gdybym tylko mogła dawno dałabym Ci za to szlaban, ale.. Chryste, jesteś taki dorosły.
- Lata robią swoje - zaśmiałem się cicho i poszliśmy do kuchni.- Dawałaś sobie chociaż radę?
- Chris i Sam bardzo mi pomogli.
- A znalazłaś sobie kogoś?
- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz, Justin.- powiedziała kompletnie naśladując mój ton i mój tekst. Wywróciłem oczyma, jednak uśmiechnąłem się delikatnie.
- Nie przedrzeźniaj mnie.
- Mogę robić co chcę, bo jestem Twoją matką - westchnęła rozbawiona i oparła się o blat.- Chcesz coś zjeść? Wyglądasz marnie. Jak przyjęła to wszystko Samantha? A jak Twoja córeczka i Chris? Co u Chrisa? Czemu...
- Mamo stop - zaśmiałem się, przerywając jej.- Powoli.
- Nie widziałam Cię sześć lat, bo myślałam, że jesteś martwy, kochanie - mruknęła, dając nacisk na słowo myślałam. Jej ton głos był oskarżycielski, a ja wiedziałem, że przez całe życie będzie mi to wypominała.
Jednak i tak byłem jej wdzięczny, bo nie pytała o powód mojego zniknięcia. Byłem pewny, że Pattie była ciekawa i chciała znać każdy powód mojego uśmiercenia się, jednak wiedziała, że jej nie powiem. Musiała po prostu zaakceptować fakt, że jednak żyję i że nigdy nie dowie się, dlaczego tak wszystko zaplanowałem. Kochałem ją za to.
- Sam była dosyć zaskoczona i tak jak Ty musiała się z tym oswoić, Hope.. Moje słoneczko przyjęła to dziwnie spokojnie i normalnie. No i z Chrisem był trochę problem, bo na początku mi nieźle przyjebał...
- Justin! - krzyknęła moja matka.- To, że masz więcej lat niż sześć lat temu, nie znaczy, że zaczęłam tolerować bluźnierstwo w tym domu!
- Przepraszam - jęknąłem, kiedy dostałem ręcznikiem.
- Jak się utrzymywałeś? I gdzie teraz mieszkasz?
- Pojechałem do Londynu tak jak Sam i Chris. Chciałem być przy nich blisko, przy okazji móc ich chronić...- przerwałem na chwilę, jednak szybko dodałem, kiedy widziałem ciekawość w oczach mojej mamy.- Nie ważne, nie interesuj się tym, mamo. Potem z nudów utworzyłem własną restaurację, która jest dosyć znana w Londynie. Ba, nie dosyć tylko cholernie. No i teraz tą restaurację łączę z hotelem i będę współwłaścicielem. Ciekawy biznes i dużo hajsu - wzruszyłem ramionami.
- Jestem z Ciebie dumna - wymamrotała nagle i podeszła do mnie, przytulając mnie.- Jak to się stało, że nikt nie dowiedział się o tym, że jesteś właścicielem tej restauracji?
- Właściwie to nie wiem - wzruszyłem ramionami.- Och, poza tym chciałbym, żebyś się spakowała...
- Dlaczego?
- Zamierzam zabrać Cię na dwa tygodnie do nas, do Londynu. Jak za dwa tygodnie tu wrócisz będziesz miała całkiem nowy dom.
- Nie mogę, Justin... Nie mam pieniędzy.
- Ja mam, mamo - uśmiechnąłem się.- Nie chcę Cię przekupić, mamo. Chcę Ci dać to, na co zasługujesz.
- Kiedy Ty tak wyrosłeś, synku?
- Nauczyłem się kilku rzeczy przez te lata - westchnąłem i wstałem, całując ją w czoło.- Poza tym spędzisz trochę czasu ze swoją wnuczką.
- Tak, to najcudowniejsze dziecko na świecie.
- Wiem o tym.
- Zadbaj teraz, aby niczego jej nie brakowało. Wystarczy, że nie było Cię przy większości najważniejszych rzeczach w jej życiu.
- Nie wybieram się już nigdzie.
- Mam nadzieję. - Spojrzała na mnie uważnie i wtedy do kuchni wbiegła moja córka, zapłakana. Za nią weszła Sam, która popatrzyła na mnie zrezygnowana. Zmarszczyłem brwi i wziąłem na kolana swoją córeczkę.
- Hej, księżniczko. Co się stało?
Wydęła dolną wargę i pociągnęła nosem, unosząc kciuka w moją stronę.
- Boli? - spytałem, a dziewczynka kiwnęła główką. Pocałowałem jej malutkiego kciuka i mocno ją przytuliłem.- A co zrobiłaś?
- Uderzyłam się.
- Zaraz przestanie boleć, skarbie.
Uśmiechnąłem się delikatnie, co odwzajemniła. Wtuliła się we mnie i przymknęła oczy. Siedzieliśmy wszyscy w krótkiej ciszy, dopóki nie poczułem jak oddech Hope się unormował, co znaczyło, że musiała zasnąć. Podniosłem się z krzesła i poszedłem do swojego starego pokoju, gdzie położyłem ją na łóżku i dokładnie przykryłem kocem. Pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z pokoju.
- Bał się Twojej reakcji.. Myślę, że bardziej niż mojej i Chrisa łącznie.
Zatrzymałem się na schodach, nasłuchując ich rozmowy.
- To dla mnie takie dziwne.. Czuję się tak dziwnie. Cieszę się, że mój syn jednak żyje, po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego musiał uciec na sześć lat, udając, że nie żyje.
- Cóż... Myślę, że nie mamy innego wyboru jak zaakceptować to, że tak zrobił, bo czasu nie przesuniemy. Żyjmy tak, jakby tego nie było.
Uśmiechnąłem się. To był jeden z wielu powodów, dla których naprawdę kochałem Sammy. Rozumiała mnie, a nawet jeśli czegoś nie potrafiła pojąć - akceptowała to. Nie pytała za wiele. I po prostu była ze mną. Była moim skarbie, bez którego nie poradziłbym sobie przez te sześć lat. To głupie, ale mówię całkowitą prawdę. Zawsze, gdy chciałem się już poddać, wmawiałem sobie, że Sam wciąż mnie kocha i była ze mną, bo byłem twardy i nigdy się nie poddawałem. To utrzymywało mnie przy życiu. Poważnie.
I wiem, że teraz zachowuję się jak cipa, ale nie mogę nic na to poradzić.
Jak gdyby nigdy nic wszedłem do kuchni i zastałem natychmiastową ciszę i wzrok obu kobiet skierowany na mnie.
- O czym plotkujecie?
- O niczym ważnym - powiedziała szybko Sam, a ja uśmiechnąłem się. Korciło mnie, że spytać, czy faktycznie tematy o mnie nie są niczym ważnym, ale stwierdziłem po chwili, że lepiej dla mnie będzie, jeśli nic nie odpowiem na to. Oskarżą mnie o podsłuchiwanie i się obrażą.
- Jak zawsze - zachichotałem, na co się uśmiechnęły spoglądając na siebie.
- Justin musisz mi w czymś pomóc - zaczęła moja mama, a ja kiwnąłem w jej stronę, że słucham.- Pomożesz mi znieść kilka kartonów ze strychu, bo robiłam porządki w całym domu i chciałabym, żeby to wszystko znalazło się w śmietniku.
- Jasne - uśmiechnąłem się i wyszliśmy z kuchni.
- Gdzie jest Chris? Nie przyjechał z Wami?
- Właściwie to chciał zatrzymać się u siebie w domu, dzisiaj wpadnie wieczorem.
- Och, to cudownie! - rozpromieniła się moja mama, a ja poczułem ukłucie zazdrości, że tak cieszyła się na jego przybycie. Oczywiście starałem się zignorować to ukłucie i zastąpić słowo zazdrość, zwykłym bólem. Prawda była jednak inna i każdy o tym wiedział.
Uśmiechnąłem się sztucznie w stronę swojej mamy i zaczęliśmy znosić duże pudła różnych rzeczy. Nawet nie wiedziałem co się tam znajduje, ale szczerze.. Nie obchodziło mnie to, skoro moja mama chciała coś wyrzucić - niech to robi. Będzie miała ładniejsze rzeczy o jakich nawet nigdy nie marzyła. A to wszystko ode mnie.

*
Tydzień tutaj minął nam naprawdę szybko. I cóż.. zaskakująco normalnie. Starałem się nie wychodząc nigdzie poza domem, żeby sąsiedzi nie zauważyli, że ten gówniarz Bieber jednak żyje. Doszliśmy do wniosku, że najlepiej będzie jeśli będą uważać, że nie żyję. Nie wiem jak długo to się utrzyma i czy w ogóle się utrzyma. Moje restauracje coraz bardziej się rozprzestrzeniają, a ja coraz bardziej staję się sławny dzięki współpracy z Brownem. Właściwie nic się jeszcze nie dzieje, ale wiem, że zacznie. Po spotkaniu z nim podpisaliśmy oboje umowę i od razu się dogadaliśmy. Chłopak był gdzieś kilka lat starszy ode mnie, więc wszystko szło po mojej myśli. 
Nim się obejrzałem, a już pakowałem bagaże swojej matki. Wszystko co było dla niej najważniejsze zostało przeniesione do ogromnych pudeł, a domek został wystawiony na sprzedaż. Podróż na lotnisko minęła nam zaskakująco spokojnie. Hope smacznie spała, a Sam z Pattie o czymś plotkowały. Ja z Chrisem siedzieliśmy na przodzie, gdzie ja prowadziłem samochód. Starałem się jechać normalnie, choć momentami było to trudne, kiedy widziałem pustą drogę i aż korciło mnie żeby wcisnąć pedał gazu. Na lotnisku oddałem wynajmowany samochód, zapłaciłem za niego i ruszyliśmy w stronę budynku, kierując się na loty pierwszej klasy.
- Nie mogę uwierzyć, że zwiedzę Londyn. To nic takiego, a jednak.. - rozmarzyła się Pattie, a ja cicho się zaśmiałem ciągnąc jej bagaż oraz swój. 
Praca nad jej nowym domem już ruszyła. Starałem się wybrać miejsce na jej nowy dom wśród nowych ludzi, tak, aby mogła w końcu kogoś nowego poznać. Może w tamtym miejscu akurat się z kimś zaprzyjaźni? Albo znajdzie sobie jakiegoś faceta? Kto wie.
Życie potrafi zaskakiwać.

Ciemność zaczynała pokrywać niebo, a każdy z nas był cholernie zmęczony dzisiejszą podróżą. Zadecydowałem, że dzisiaj każdy prześpi się w mieszkaniu Chrisa, natomiast z rana zabieram Hope i Sam do naszego nowego domu, który już jest gotowy. 
Miałem wrażenie, że dosłownie każdy w tym samochodzie śpi, oprócz mnie, bo jako jedyny musiałem dowieźć bezpiecznie każdego. 
Po pół godzinie byliśmy już na miejscu i rozbawiony wyszedłem jako ostatnio z auta przyglądając się zaspanej mamie, targając swoją walizkę oraz niezdarnie idącego Chrisa na przodzie, żeby otworzyć drzwi i Sam ciągnącą się za nim. Wyciągnąłem z samochodu swoją córkę, która wciąż spała i wyjąłem walizkę, po czym jednym kliknięciem zamknąłem całe auto i udałem się do mieszkania. Chciałem wejść do środka, kiedy usłyszałem ten głos. Głos, którego tak bardzo nienawidziłem.
- Ładne mieszkanko.
Obróciłem się na pięcie i ujrzałem tego czarnucha, na którego widok chciało mi się po prostu wymiotować? Z moich ust wypłynęło zdanie pełne jadu i nienawiści:
- Co Ty tu robisz, Jaden?

Od Autorki: no i mamy 22 rozdział. przepraszam za długie nie dodawanie ale jak wiecie byłam na obozie, z którego niedawno wróciłam i byłam zbyt zajęta w domu, by móc dokończyć rozdział i go dodać. ale już jestem, dodaję go i mam nadzieję, że przypadnie do gustu. nic ciekawego sie nie dzieje, ale obiecuje, że w 23 coś się stanie:)

12 comments:

  1. dobrze, że Pattie zaakceptowała to, że Justin jednak żyje :) bałam się, że może go jednak znienawidzić.. :/
    świetny rozdział, a ta końcówka - Boże.. aż się trochę przestraszyłam hahah XD
    czekam na kolejny <3

    @saaalvame

    ReplyDelete
  2. Anonymous7/19/2014

    bardzo mi się podoba!

    ReplyDelete
  3. po co to ta ciota Jaden? ugh...

    ReplyDelete
  4. Świetny rozdział ! 😄

    ReplyDelete
  5. Czekam na nastepny !! :)

    ReplyDelete
  6. Anonymous7/20/2014

    Czekam na nastepny!! <3

    ReplyDelete
  7. Anonymous7/20/2014

    Świetny rozdział , czekam na następny @arianatorka

    ReplyDelete
  8. To jest po prostu BOSKIE! Nie mogę już się doczekać nowego rozdziału!!:)

    ReplyDelete
  9. Anonymous7/23/2014

    Dobrze,że Pattie przyjęła Justina tylko ten Jaden...
    Czekam na nn ❤
    @scute4

    ReplyDelete
  10. Anonymous7/23/2014

    Boski rozdzial kochaniee *, * czekam na kolejny ^ ^

    ReplyDelete