Chłopak patrzył na mnie spokojnie. I to niebezpiecznie spokojnie. Przymrużyłem swoje oczy, by móc mu się bardziej przyjrzeć. Cokolwiek tu robił - wiedział, że będę wracał dzisiaj. A skąd to wiedział, nie mam pojęcia. Jaden widząc moją nieufność, którą prawdopodobnie można była zauważyć na kilka metrów podszedł powoli i uśmiechnął się.
- Nie po to, żebyś skopał mi dupę - powiedział, a ja nie mogąc się powstrzymać, prychnąłem rozbawiony, patrząc na niego z wyższością.
- Czyżby? Więc co tu robisz?
- Wyciągnąć do Ciebie dłoń - mruknął i wystawił ją tuż przede mną. Patrzyłem na nią uważnie.
- Co knujesz, Smith?
- Nic nie knuję, Bieber. Chcę zgody, nic więcej.
- Po co?
Tak wiem, zadaję dużo pytań. No ale nie moja wina, że śmierdzi mi ta jego zgoda. Coś kombinuje i każdy o tym wie, tylko dlaczego stara się to zatuszować przede mną? Nie rozumiem.
- Dowiedziałem się o akcji Malika i Tomlinsona. Jakiś czas temu byli u mnie pytając, czy na pewno żyjesz. Wtedy nie wiedziałem, że Twoja śmierć to zwykły bullshit.
- I co w związku z tym?
- Byliśmy wrogami tylko przez wyścigi. Teraz, kiedy się nie ścigamy moglibyśmy podać sobie dłonie na zgodę. Chciałbym odnowić kilka znajomości.
- Co Ty pieprzysz, Jaden.
Wywrócił oczami.
- Chcę zgody.
Zmarszczyłem brwi, chyba piąty raz podczas tej rozmowy. Właściwie to nie wiem co o tym myśleć. Przyszedł tutaj tak nagle, bo chce zgody? Dlaczego mam wrażenie, że on coś kombinuje? A może naprawdę chciałby się pogodzić, zacząć od nowa, a ja rozmyślam nad tym jak jakaś zdesperowana nastolatka.
Kiwnąłem głową i uścisnąłem jego dłoń.
- Pamiętaj, że jeśli coś kombinujesz i to jest część Twojego planu, gorzko tego pożałujesz.
- Spokojnie - uniósł dłonie ku górze.
- Jeśli mogę spytać, co robisz w Londynie i skąd wiesz, gdzie mieszkam?
- Rozmawiałem z Twoim przyjacielem, Ashtonem i mi powiedział, nie wiń go - wzruszył ramionami i sprawdził godzinę.- A jestem tutaj, ponieważ poznałem pewną dziewczynę, która tu mieszka i się wprowadziłem do niej. Czysty przypadek. Słuchaj, jestem i tak spóźniony..
- Spoko, to.. um, do zobaczenia?
- Ta - mruknął i przybiliśmy sobie żółwika. - Jutro jest wyścig.
- Zapamiętam.
- Och, masz piękną córeczkę.
Uśmiechnął się tylko, kiwnął głową i wsiadł do swojego samochodu, którego wcześniej nawet nie zauważyłem. Obróciłem się powoli i poszedłem do domu. Czy tylko dla mnie ta sytuacja była kurewsko dziwna? No bo w końcu to Jaden. Człowiek, który cholernie mocno mnie nienawidził. Po prostu za to, że byłem Justinem Bieberem. Właściwie to vice versa, bo ja również go nienawidziłem, irytował mnie jak nikt inny. A teraz przychodzi do mnie, żeby zaprzestać tej wojny między nami? Albo to mnie ludzie zaczynają kochać, albo wszyscy dorastamy.
Po moich długich przemyśleniach, wzruszyłem jedynie ramionami, zapominając o tym wszystkim, po czym wszedłem do domu. O dziwo Hope wciąż spała w moich objęciach, z delikatnie rozchylonymi usteczkami. Była taka słodka, taka.. moja. Chciałem dać jej wszystko. Ponieważ na to zasługiwała.
Nim zdążyłem dojść do jej pokoju, brunetka powoli otworzyła swoje oczka i cicho ziewnęła.
- Tatusiu - wyszeptała, a ja wszedłem do jej pokoju i położyłem ją na łóżku.
- Słucham?
Ściągnąłem z niej ubranka i nałożyłem piżamkę, po czym przykryłem kocem.
- Opowiesz mi jakąś bajkę?
Sam
Czasami w życiu potrzebne są zmiany. Zazwyczaj prowadzą one w dobrą stronę, a czasami w złą. Ale nigdy nie powinniśmy żałować żadnych zmian, powinniśmy się na nich uczyć i je zapamiętywać. To tak jak uczenie się na błędach. Ta sama zasada..
Moją zmianą była przeprowadzka do nowego domu Justina. A właściwie do naszego domu. Był ogromny i bardzo jasny. Dom z zewnątrz był pokryty białą farbą i ciemno-szarym dachem. W środku kolory były podobne, jednak oprócz białego i szarego widoczny był czarny i fioletowy. Wszystko wyglądało tak perfekcyjnie. Tak cholernie dopracowane, zapięte na ostatni guzik. Mieliśmy nawet własny pokój zabaw, gdzie zarówno nasza córeczka mogła się bawić, jak i Justin, a nawet ja.
Minął tydzień odkąd przeprowadziliśmy się tutaj i cały tydzień spokoju. Chris wrócił do pracy, a ja zakończyłam swoją działalność w jego firmie. Chciałam zająć się wychowaniem córeczki, poza tym faktycznie - Justin naprawdę dużo zarabiał. I to nie tak, że to wykorzystywałam. Wciąż mam wyrzuty sumienia, że przestałam pracować i żyję z pieniędzy Justina, ale on za każdym razem powtarza mi, że te pieniądze tak łatwo do niego przychodzą, że nawet nie musi się wysilać i żebym po prostu korzystała. Cóż, łatwo mu mówić.
Każdego dnia do naszego nowego domu przychodzi Pattie, która stara się nastawić psychicznie na to, że jej syn jednak żyje oraz spędza jak najwięcej czasu ze swoją wnuczką. Za tydzień znowu wyleci do siebie i nie wiadomo, kiedy zobaczy ponownie swoją wnuczkę.
Wszystko zaczynało wracać do normy, a ja naprawdę zaczynałam wmawiać sobie, że te sześć lat to było tylko i wyłącznie mój zły sen, z którego właśnie się obudziłam.
Siedziałam w salonie, czytając jakieś czasopismo. W domu było cicho - Justin poszedł spotkać się z współwłaścicielem, a Pattie zabrała Hope na plac zabaw, żeby mogła się trochę pobawić. Była sobota, więc Ho nie musiała iść do przedszkola. Mimo trzymania przed swoją twarzą czasopisma, tak naprawdę go nie czytałam. Zastanawiałam się nad tym, jak teraz będzie wyglądało nasze życie. Czy zmieni się na lepsze? Czy wszystko będzie już w porządku? Czy nasze życie będzie spokojnie, czy będą porywiste momenty. Byłam strasznie ciekawa, no bo.. Kto by nie był?
Przerwałam swoją czynność w momencie, gdy usłyszałam telefon. Ktoś dzwonił i kiedy wzięłam urządzenie w dłoń i zobaczyłam numer Pattie, natychmiast odebrałam.
- Halo?
- Skarbie, chciałam wrócić z Hope, ale się zgubiłam - jęknęła Patt, a ja cicho się zaśmiałam.
- A gdzie jesteście? Przyjadę po was - odparłam i wstałam, nakładając pośpiesznie buty i biorąc klucze od samochodu. W drodze do samochodu uważnie słuchałam znaków rozpoznawczych, które mówiła mi Pattie. Wsiadłam do auta i wyjechałam, wciąż rozmawiając z kobietą i prowadząc w tym samym czasie. Kiedy zdałam sobie sprawę, gdzie się znajdują i chciałam się rozłączyć, wszystko działo się tak szybko. Na ulicy było pusto, jednak jechałam spokojnie i przepisowo, kiedy tylko obróciłam głowę w lewo. Zauważyłam białe światło zbliżające się w moją stronę i już po chwili poczułam, jak ktoś zderza się z moim samochodem. Jedynie co potem widziałam to ciemność...
Justin
To zdecydowanie nie był mój dzień. Musiałem spotkać się z Brownem, żeby uzgodnić parę spraw. Głowa bolała mnie niemiłosiernie i jeszcze moja matka, która piąty raz próbuje się do mnie dodzwonić. Co może być takiego ważnego, żeby mi przerywać w robieniu interesów?
Kiedy jednak zaczęła dzwonić szósty raz, spojrzałem na Browna, który uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową na znak, że mogę odebrać.
- Przepraszam - mruknąłem zirytowany i wstałem, odchodząc troszeczkę. Kliknąłem na zieloną słuchawkę i uniosłem ją do ucha.- Słucham?
- Cholera, synu, czy Ty jesteś niepoważny?! Dzwonię do Ciebie któryś raz. Sam miała wypadek samochodowy, jest już w szpitalu. Zadzwoniłam po Chrisa, który pojechał zawieść Hope do Ashtona, a ja jadę taksówką do szpitala.
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. A słowa mojej matki dochodziły do mnie z niemałym opóźnieniem.
- Czekaj, czekaj. Jak to w szpitalu?!
- Justin - jęknęła zdenerwowana. - Sms'em wyślę Ci adres szpitala, w którym znajduje się Sam. Proszę Cię przyjedź.
- Już jadę - mruknąłem i rozłączyłem się, podchodząc do Browna.- James, strasznie Cię przepraszam. Moja dziewczyna wylądowała w szpitalu, muszę jechać.
- Jasne, zmykaj. Napisz mi, czy wszystko w porządku - odparł i podaliśmy sobie dłonie, po czym wybiegłem z restauracji, chwytając jedynie swój garnitur. Odnalazłem swój samochód i wsiadłem do niego, jak najszybciej odjeżdżając. Po chwili dostałem wiadomość z adresem szpitala i natychmiast tam się udałem.
Byłem zdezorientowany. Jaki wypadek samochodowy? Gdzie ona do cholery jechała? I kurwa, jeśli to jest coś poważnego, to nie wiem co zrobię. Nie mogę jej stracić...
Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy i wcisnąłem pedał gazu, czując jak żyły mi pulsują. Byłem wściekły i zmartwiony jednocześnie. Bałem się o życie mojej dziewczyny, o to w jakim stanie może być. Co jeśli nie przeżyje?
Dobra, Bieber. Ogarnij się i jedź do niej.
Westchnąłem cicho i po kilkunastu minutach znajdowałem się w szpitalu. Podszedłem szybkim krokiem do recepcji. Kobieta spojrzała na mnie zza swoich okularów i ciepło się do mnie uśmiechnęła. Nawet nie odwzajemniłem uśmiechu, nie będąc po prostu w stanie.
- Samantha Carter miała wypadek samochodowy i podobno tu jest. Mogę wiedzieć gdzie?
- Jest pan z Samanthą spokrewniony?
- Jestem jej chłopakiem - warknąłem zbyt ostro, niż bym chciał. Jednak nie panowałem teraz nad swoimi emocjami. Czułem jak mój głos się załamuje, a ja byłem bliski rozpierdolenia czegoś.
- Pani Samantha jest teraz na sali operacyjnej. Musi pan pójść prawo, potem dłuższy odcinek prosto i później w lewo. Wszystko jest oznakowane, więc szybko pan się odnajdzie - znowu uśmiechnęła się ciepło do mnie.
- Dziękuję - mruknąłem nieco grzeczniej i szybkim krokiem zacząłem iść tak, jak mi kazała.
Sam
Czasami w życiu potrzebne są zmiany. Zazwyczaj prowadzą one w dobrą stronę, a czasami w złą. Ale nigdy nie powinniśmy żałować żadnych zmian, powinniśmy się na nich uczyć i je zapamiętywać. To tak jak uczenie się na błędach. Ta sama zasada..
Moją zmianą była przeprowadzka do nowego domu Justina. A właściwie do naszego domu. Był ogromny i bardzo jasny. Dom z zewnątrz był pokryty białą farbą i ciemno-szarym dachem. W środku kolory były podobne, jednak oprócz białego i szarego widoczny był czarny i fioletowy. Wszystko wyglądało tak perfekcyjnie. Tak cholernie dopracowane, zapięte na ostatni guzik. Mieliśmy nawet własny pokój zabaw, gdzie zarówno nasza córeczka mogła się bawić, jak i Justin, a nawet ja.
Minął tydzień odkąd przeprowadziliśmy się tutaj i cały tydzień spokoju. Chris wrócił do pracy, a ja zakończyłam swoją działalność w jego firmie. Chciałam zająć się wychowaniem córeczki, poza tym faktycznie - Justin naprawdę dużo zarabiał. I to nie tak, że to wykorzystywałam. Wciąż mam wyrzuty sumienia, że przestałam pracować i żyję z pieniędzy Justina, ale on za każdym razem powtarza mi, że te pieniądze tak łatwo do niego przychodzą, że nawet nie musi się wysilać i żebym po prostu korzystała. Cóż, łatwo mu mówić.
Każdego dnia do naszego nowego domu przychodzi Pattie, która stara się nastawić psychicznie na to, że jej syn jednak żyje oraz spędza jak najwięcej czasu ze swoją wnuczką. Za tydzień znowu wyleci do siebie i nie wiadomo, kiedy zobaczy ponownie swoją wnuczkę.
Wszystko zaczynało wracać do normy, a ja naprawdę zaczynałam wmawiać sobie, że te sześć lat to było tylko i wyłącznie mój zły sen, z którego właśnie się obudziłam.
Siedziałam w salonie, czytając jakieś czasopismo. W domu było cicho - Justin poszedł spotkać się z współwłaścicielem, a Pattie zabrała Hope na plac zabaw, żeby mogła się trochę pobawić. Była sobota, więc Ho nie musiała iść do przedszkola. Mimo trzymania przed swoją twarzą czasopisma, tak naprawdę go nie czytałam. Zastanawiałam się nad tym, jak teraz będzie wyglądało nasze życie. Czy zmieni się na lepsze? Czy wszystko będzie już w porządku? Czy nasze życie będzie spokojnie, czy będą porywiste momenty. Byłam strasznie ciekawa, no bo.. Kto by nie był?
Przerwałam swoją czynność w momencie, gdy usłyszałam telefon. Ktoś dzwonił i kiedy wzięłam urządzenie w dłoń i zobaczyłam numer Pattie, natychmiast odebrałam.
- Halo?
- Skarbie, chciałam wrócić z Hope, ale się zgubiłam - jęknęła Patt, a ja cicho się zaśmiałam.
- A gdzie jesteście? Przyjadę po was - odparłam i wstałam, nakładając pośpiesznie buty i biorąc klucze od samochodu. W drodze do samochodu uważnie słuchałam znaków rozpoznawczych, które mówiła mi Pattie. Wsiadłam do auta i wyjechałam, wciąż rozmawiając z kobietą i prowadząc w tym samym czasie. Kiedy zdałam sobie sprawę, gdzie się znajdują i chciałam się rozłączyć, wszystko działo się tak szybko. Na ulicy było pusto, jednak jechałam spokojnie i przepisowo, kiedy tylko obróciłam głowę w lewo. Zauważyłam białe światło zbliżające się w moją stronę i już po chwili poczułam, jak ktoś zderza się z moim samochodem. Jedynie co potem widziałam to ciemność...
Justin
To zdecydowanie nie był mój dzień. Musiałem spotkać się z Brownem, żeby uzgodnić parę spraw. Głowa bolała mnie niemiłosiernie i jeszcze moja matka, która piąty raz próbuje się do mnie dodzwonić. Co może być takiego ważnego, żeby mi przerywać w robieniu interesów?
Kiedy jednak zaczęła dzwonić szósty raz, spojrzałem na Browna, który uśmiechnął się do mnie i kiwnął głową na znak, że mogę odebrać.
- Przepraszam - mruknąłem zirytowany i wstałem, odchodząc troszeczkę. Kliknąłem na zieloną słuchawkę i uniosłem ją do ucha.- Słucham?
- Cholera, synu, czy Ty jesteś niepoważny?! Dzwonię do Ciebie któryś raz. Sam miała wypadek samochodowy, jest już w szpitalu. Zadzwoniłam po Chrisa, który pojechał zawieść Hope do Ashtona, a ja jadę taksówką do szpitala.
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. A słowa mojej matki dochodziły do mnie z niemałym opóźnieniem.
- Czekaj, czekaj. Jak to w szpitalu?!
- Justin - jęknęła zdenerwowana. - Sms'em wyślę Ci adres szpitala, w którym znajduje się Sam. Proszę Cię przyjedź.
- Już jadę - mruknąłem i rozłączyłem się, podchodząc do Browna.- James, strasznie Cię przepraszam. Moja dziewczyna wylądowała w szpitalu, muszę jechać.
- Jasne, zmykaj. Napisz mi, czy wszystko w porządku - odparł i podaliśmy sobie dłonie, po czym wybiegłem z restauracji, chwytając jedynie swój garnitur. Odnalazłem swój samochód i wsiadłem do niego, jak najszybciej odjeżdżając. Po chwili dostałem wiadomość z adresem szpitala i natychmiast tam się udałem.
Byłem zdezorientowany. Jaki wypadek samochodowy? Gdzie ona do cholery jechała? I kurwa, jeśli to jest coś poważnego, to nie wiem co zrobię. Nie mogę jej stracić...
Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy i wcisnąłem pedał gazu, czując jak żyły mi pulsują. Byłem wściekły i zmartwiony jednocześnie. Bałem się o życie mojej dziewczyny, o to w jakim stanie może być. Co jeśli nie przeżyje?
Dobra, Bieber. Ogarnij się i jedź do niej.
Westchnąłem cicho i po kilkunastu minutach znajdowałem się w szpitalu. Podszedłem szybkim krokiem do recepcji. Kobieta spojrzała na mnie zza swoich okularów i ciepło się do mnie uśmiechnęła. Nawet nie odwzajemniłem uśmiechu, nie będąc po prostu w stanie.
- Samantha Carter miała wypadek samochodowy i podobno tu jest. Mogę wiedzieć gdzie?
- Jest pan z Samanthą spokrewniony?
- Jestem jej chłopakiem - warknąłem zbyt ostro, niż bym chciał. Jednak nie panowałem teraz nad swoimi emocjami. Czułem jak mój głos się załamuje, a ja byłem bliski rozpierdolenia czegoś.
- Pani Samantha jest teraz na sali operacyjnej. Musi pan pójść prawo, potem dłuższy odcinek prosto i później w lewo. Wszystko jest oznakowane, więc szybko pan się odnajdzie - znowu uśmiechnęła się ciepło do mnie.
- Dziękuję - mruknąłem nieco grzeczniej i szybkim krokiem zacząłem iść tak, jak mi kazała.
Po kilku minutach w końcu ujrzałem swoją matkę, która siedziała na jednym z pięciu krzesełek, a jej dłonie zakrywały twarz. Widziałem jak jej kręgosłup delikatnie się porusza, co znaczyło, że musiała płakać. Zacisnąłem zęby i ruszyłem do niej. Usłyszała moje kroki, bo obróciła głowę i widząc mnie, wstała i mocno się we mnie wtuliła.
- Och, synku..
- Shh.. - wyszeptałem i pogłaskałem ją po głowie. Bałem się, że zaraz powie "Tak mi przykro.." i będzie oznaczało to tylko jedno.. Zachowałem jednak kamienną twarz i ruchem dłoni kazałem mojej mamie z powrotem usiąść. Kucnąłem obok niej i chwyciłem jej drobne dłonie w swoje. - Co się stało?
- To wszystko moja wina - jęknęła i pokręciła głową, zalewając się kolejną falą łez.
- Nie mów tak - skrzywiłem się i otarłem łzę spływającą po jej policzku.
- Zgubiłam się i jechała po mnie i Hope.. Mogłam zamówić taksówkę, to nic by się nie stało..
- Nie obwiniaj się o to. Wiesz może z kim się zderzyła?
- Nie, ale policja coś mówiła, że to nie mógł być przypadek. Ta osoba celowo wjechała w samochód Sam.
Celowo ktoś wjechał w moją dziewczynę?
Niech ja tylko znajdę osobę, która to zrobiła, a przysięgam, że będzie cierpiała przez resztę swojego życia.
- Och, synku..
- Shh.. - wyszeptałem i pogłaskałem ją po głowie. Bałem się, że zaraz powie "Tak mi przykro.." i będzie oznaczało to tylko jedno.. Zachowałem jednak kamienną twarz i ruchem dłoni kazałem mojej mamie z powrotem usiąść. Kucnąłem obok niej i chwyciłem jej drobne dłonie w swoje. - Co się stało?
- To wszystko moja wina - jęknęła i pokręciła głową, zalewając się kolejną falą łez.
- Nie mów tak - skrzywiłem się i otarłem łzę spływającą po jej policzku.
- Zgubiłam się i jechała po mnie i Hope.. Mogłam zamówić taksówkę, to nic by się nie stało..
- Nie obwiniaj się o to. Wiesz może z kim się zderzyła?
- Nie, ale policja coś mówiła, że to nie mógł być przypadek. Ta osoba celowo wjechała w samochód Sam.
Celowo ktoś wjechał w moją dziewczynę?
Niech ja tylko znajdę osobę, która to zrobiła, a przysięgam, że będzie cierpiała przez resztę swojego życia.
dzień dobry! przychodzę wcześniej z rozdziałem i mam nadzieję, że was nie zawiodłam. sądząc po ilości komentarzy, każdemu nudzi się to ff, dlatego obiecuję, że jeszcze kilka rozdziałów i kończymy, ale dotrwajmy do końca! :)
Jezu, świetny <3
ReplyDeleteteż mam wrażenie, że to nie był przypadek i... jakoś mam dziwne przeczucie, że stoi za tym Jaden. :/
czekam, kochana, na kolejny :*
@saaalvame
Mi sie nie nudzi ta historia, jest wspaniała. Czekam na nowy
ReplyDeleteRozdział jest cudowny, tak samo jak cała historia. Wcale nie jest nudna. Chciałabym, żeby trwała jak najdłużej. <3 / @vansonjustin
ReplyDeleteNikomu sie nie nudzi!!! Kocham to ff, świetny rozdział i jeju, ciekawe kto w nia wjechał:(
ReplyDeleteBłagam tylko jej nie uśmiercaj hahah, super jest to ff i nie znudzi mi sie nigdy! Życzę weny i czekam na nn, ściskam xx
ReplyDeleteŚwietny rozdział ♥ oby z sam było ok i Justin dowiedział się kto to zrobił czekam nn @BeMore_Happy
ReplyDeletetylko proszę nikogo nie uśmiercaj, bo za bardzo bym się załamała ♥
ReplyDeletekocham to opowiadanie bardzo, bardzo mocno ♥
boze...biedna Sam. niech jej nic nie bedzie. mi sie nie nudzi to opowiadanie. czekam na nastepny
ReplyDeleteŚwietny :)
ReplyDelete"jestem" z tym ff od 20 rozdziału, mogłabym je przeczytać 93472 razy a i tak mi się nie znudzi
ReplyDeleteDlaczego to zrobiłaś?!??!?!?!?
ReplyDeleteOby sam nic sie niestslo
ReplyDeleteO Boże jak ona umrze to ja razem z nią.
ReplyDeleteSwietny rozdział fggjyyyifudhfgfbgrethh <3 czekam na następny @arianatorka
ReplyDeleteRozdział świetny . Nie myśl że nudzi nam się to opowiadanie.
ReplyDeletePo prostu są wakacje i niektórym wprost mówiąc nie chce się komentować / @monikapxo
Podejrzewam że Sam umrze!
ReplyDeleteBardzo mi sie podoba i oby bylo wszystko dobrze z sam ..
ReplyDeletemam nadzieje że z Sam będzie wszystko dobrze gdzieś w środku myśle że to Jaden w nią wjechał ale z drugiej strony pogodził się z Justinem i już sama nie wiem
ReplyDeletea co do ff jest świetny i nigdy mi sie nie znudzi pamietam jak chyba w tamte wakacje zaczełam go czytac i jestem juz z nim rok i nigdy nie zmienie o nim zdania /ordinary_girl_7
To ff jest świetne i nigdy mi się nie znudzi
ReplyDeleteNikomu sie nie nudzi jest wspaniałe :)
ReplyDeleteCzy mogłabyś proszę zmienić szablon, bo ten mimo, że jest bardzo ładny, to niestety, ale ucina połowę tekstu przez co ja i wiele innych ludzi nie możemy czytać twojego opowiadania, a co za tym idzie, nie możemy też go komentować, bo jak można ocenić czy rozdział nam się spodobał czy nie skoro nie da się go przeczytać. Naprawdę bardzo, bardzo, bardzo proszę o zmianę szablonu, bo kocham Twoje opowiadanie i jestem jego wielką fanką, ale niestety ten szablon utrudnia mi czytanie go :( Z góry dziękuję za wyrozumiałość :)
ReplyDelete